Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niech moc będzie z Wami na zawsze, czyli o fenomenie Star Wars w Polsce

Aleksandra Buba, Elżbieta Sobańska
Dla fanów "Gwiezdnych wojen" kostium to najważniejsza rzecz.
Dla fanów "Gwiezdnych wojen" kostium to najważniejsza rzecz. fot. Materiały dystrybutora.
Na "Gwiezdnych wojnach" wychowały się pokolenia. Teraz pojawi się magazyn dla fanów filmu. Niedawno spotkali się oni na zlocie. Piszą Aleksandra Buba i Elżbieta Sobańska.

Jedyny w kraju magazyn dla fanów filmu "Star Wars" będzie wydawany w Koziegłowach koło Poznania. Zabiera się za niego Arkadiusz Szajek, wielki miłośnik "Gwiezdnych wojen", razem ze swoim kolegą ze Szczecina. - Właśnie otrzymaliśmy licencję i jako jedyna firma będziemy mogli robić magazyn przy współpracy z fanami w Polsce. Czegoś takiego jeszcze nie było - przekonuje Arkadiusz Szajek, przyszły redaktor naczelny. To będzie ogólnopolski dwumiesięcznik. Czasopismo powinno ukazać się już w połowie roku.

To ma być magazyn wzorowany na amerykańskim "Star Wars Insider", tyle że z bogatym wkładem rodzimych wieści o fenomenie "Star Wars". - Jesteśmy przekonani, że wypełni ona lukę na tym rynku, bo są zabawki, komiksy sygnowane znakiem "Star Wars", ale gazety jeszcze nie było - podkreśla Arkadiusz Szajek.
Ale historia fascynacji "Star Wars" zaczęła się dawno, dawno temu w odległej galaktyce albo, jak wolą niektórzy, w 1977 roku, kiedy to w kinach pojawiła się "Nowa nadzieja", pierwszy film z sagi "Gwiezdne wojny" George'a Lucasa. Nikt nie spodziewał się wtedy tak spektakularnego sukcesu, jaki odniosła trylogia, a już na pewno nie tego, że na podstawie filmów narodzi się cała społeczność.

Członków polskiego oddziału Legionu 501 spotkałyśmy podczas drugiego konwentu "Tatooine" poświęconego "Gwiezdnym wojnom", który odbył się w zamku w Leśnicy we Wrocławiu. Co chwilę śmieją się z naszych pytań, bo jak mają odpowiedzieć, kiedy chcę się dowiedzieć, ile razy widzieli "Gwiezdne wojny"? Oni już dawno przestali liczyć. - Włączamy je za każdym razem, kiedy nie ma nic ciekawego w telewizji - deklaruje Dorota Santorska. Pozostali przyznają, że odświeżają sagę średnio raz w miesiącu.

Oficer Yularen, czyli Adam Santorski, jego żona Dorota przebrana za Javę i ich syn Daniel, również w stroju oficera, w minionym roku odwiedzili aż 35 konwentów. To trzy czwarte wszystkich weekendów w ciągu roku. Na spotkanie polskiego Legionu 501 rodziców zaprowadził Daniel. To było w marcu 2008 roku, w lipcu Adam miał już mundur oficera Yularena. Dziś Adam Santorski jest zastępcą dowódcy polskiego legionu i oficerem koordynującym działalność charytatywną. Za rok 2010 dostał wyróżnienie troopera roku. Razem z nim został wyróżniony Daniel.

Ale to niejedyna rodzina w tym gronie. Przerażający Darth Maul to prywatnie Kuba Korcz. Na konwenty zabiera ze sobą mamę, która jest jego charakteryzatorką, a ma dużo pracy, bo przeobrażenie w lorda Sithów trwa około trzech godzin. Ale jak mówi Magdalena Korcz, sama jest sobie winna, bo to ona zaszczepiła Kubie fascynację "Gwiezdnymi wojnami". - Kiedy "Nowa nadzieja" pojawiła się w kinach, byłam zbyt młoda, żeby wejść na seans, a kiedy wreszcie film pojawił się w telewizji, akurat byłam na porodówce z Kubą i znów nie mogłam go zobaczyć. W końcu, kiedy pojawiły się kasety, przyniosłam wszystkie części do domu, żeby wreszcie je obejrzeć. Kuba miał cztery lata i wtedy to się zaczęło - wspomina.

Oprócz nich na konwencie można było spotkać pustynnych ludzi, czyli Tuskenów, kilku Szturmowców, żołnierzy floty: imperial navy troper i gunnera z załogi Gwiazdy Śmierci, Ankina i oczywiście Lorda Vadera. Jasną stronę mocy reprezentowała mniejszość: rebeliantka z Ewokiem, rycerz Jedi i księżniczka Lea. Ewidentnie dominowała ciemna strona mocy. Dlaczego? Legion 501 to w końcu najlepszy oddział sił Lorda Vadera, nazywany nawet jego pięścią. Bo kiedy większość z nas kibicuje postaciom z jasnej strony mocy, czyli broniącym Republiki Luke'owi Skywalkerowi, księżniczce Lei, Hanowi Solo, mistrzowi Yodzie i pozostałym Jedi, to legioniści walczą po stronie Imperium.

Pan Arkadiusz (Areckin) jest szturmowcem. Ma mundur wielkiego admirała i imponującą zbroję, po którą pojechał do Warszawy, jak tylko dowiedział się, że jest wystawiona na sprzedaż. Bez namysłu wsiadł do auta. Ale fascynacja "Gwiezdnymi wojnami" zaczęła się dużo wcześniej, niemal od pierwszego kadru filmu.
- Byłem na wszystkich polskich premierach. Na te pierwsze ojcu udało się mnie zabrać do kina, choć byłem jeszcze wtedy za młody. Musiał mi czytać dialogi - opowiada. - Jednak już z początkiem filmu, kiedy widziałem zderzające się statki, wiedziałem, że ten film będzie mi zawsze towarzyszył.

Legion 501 został założony w 1997 roku przez Albina Johnsona w USA. Początkowo w szeregach legionistów znajdowali się tylko troopersi w charakterystycznych białych uniformach z hełmami. Szybko jednak zaczęły pojawiać się inne postacie z panteonu Imperium: lordowie Sithów, oficerowie czy pustynni jeźdźcy Tuskeni. Dziś Legion 501 liczy sobie ponad 5 tys. członków w 40 krajach świata. Polski zwiad powstał w 2003 r. W 2008 r. po przekroczeniu liczby 25 członków stał się garnizonem, a do listopada 2010 r. liczba przekroczyła 50.

Choć postacie z filmów to znak towarowy, legioniści mają przyzwolenie na ich używanie od samego George'a Lucasa. A oprócz tego prowadzą działalność charytatywną. Odwiedzają dziecięce oddziały w szpitalach, domy dziecka, jeżdżą do szkół z prelekcjami i pokazami, promują czytelnictwo wśród najmłodszych i współpracują z fundacjami "Mam marzenie" i "Nie Tylko Myśl". Wspomagają także Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Żeby dołączyć do Legionu 501, trzeba spełnić dwa warunki - mieć skończone 18 lat i dokładną replikę proimperialnego kostiumu. - Powinien on wyglądać tak, że gdyby dziś George Lucas zdecydował się nakręcić kolejną część sagi, spokojnie moglibyśmy stanąć na planie jako statyści - wyjaśnia Adam Santorski.

Oficerem rekrutacyjnym polskiego Legionu 501 jest Michał Żołyński, znany ze swojej surowości przy aprobacie strojów. Dlaczego stawia poprzeczkę tak wysoko? Nie waha się przed odpowiedzią: bo warto. - Kiedy byliśmy na konwencie Celebration Europe w Londynie i nieśliśmy polską flagę, wszystkim na nasz widok opadały szczęki, a niektórzy od razu chcieli odkupić od nas repliki broni. Największym wyróżnieniem było dla nas to, że zauważył nas Rick McCallum, producent "Gwiezdnych wojen". Nasze stroje spodobały mu się tak bardzo, że zaprosił nas na spotkanie. Dla takich momentów naprawdę warto się starać - opowiada Michał.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto