Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O tym, skąd się wziął Kazik Na Żywo i co zrobił nocą w Katowicach

Redakcja
Starcie: problemy techniczne kontra muzyka, zdecydowanie wygrywa genialny koncert. Występ zespołu Kazik Na Żywo dosłownie rozniósł Mega Club.

Początków formacji należy doszukiwać się w 1991, kiedy gitarzysta Adam Burzyński i basista Michał Kwiatkowski zaproponowali Staszewskiemu zaaranżowanie na modłę hard rockową jego solowych, hip hopowych utworów. Z początku projekt nie zyskał zbyt dużego uznania publiczności, przyzwyczajonej do prostych sampli i rapującego Kazika. Po roku niezbyt owocnego grania zespół zawiesił działalność.

Cisza trwała 12 miesięcy, a jej przerwanie zawdzięczamy przypadkowemu spotkaniu Kwiatkowskiego i Staszewskiego w pociągu do Warszawy. Michał namówił wtedy Kazika do pozostawienia trwałego śladu po zespole - wkrótce powstał teledysk do Kultowej „Celiny”, co okazało się początkiem drugiego etapu w historii KNŻ, który w 1994 r. zaowocował płytą „Na żywo, ale w studio”.

Mimo pochlebnych recenzji, krążek nie sprzedawał się najlepiej. Nie miało to zresztą większego znaczenia, bowiem od początku planowano po nagraniu longplaya i jednym koncercie promocyjnym zakończenie przygody z KNŻ. Tak się jednak nie stało - po wymianie perkusisty na Tomka Goehsa zespół znów zaczął grać. Wystąpił między innymi jako suport przed warszawskim koncertem Rage Against The Machine.

Ponad podziałami

Wkrótce do zespołu dołączył Robert Friedrich, czyli Litza z Acid Drinkers, obecnie kojarzony bardziej z Tymoteusza i Arki Noego. Jako drugi gitarzysta, tchnął on w KNŻ nowego ducha i przy okazji zapewnił kapeli rzeszę „acidowych” fanów. W takim składzie zespół poleciał koncertować do Stanów Zjednoczonych, a następnie w 1995 r. nagrał drugą płytę „Porozumienie ponad podziałami”, na znak pojednania między punkową przeszłością Kazika, rockową Burzy i Kwiatka oraz thrashmetalową Litzy i Goehsa. Z tego krążka pochodzi m.in. jeden z najlepszych utworów kaenżet - „Tata dilera”.

„Porozumienie…” okazało się strzałem w dziesiątkę – zespół znalazł się na szczycie. W 1998 chłopaki znowu pojechali za ocean, by zagrać m. in. w legendarnym klubie CBGB. Dobra atmosfera w zespole zaowocowała nagraniem trzeciej płyty - „Las Maquinas de la Muerte” (1999 r.), nazwanej na cześć meksykańskiego filmu science fiction z 1964 r. (Kazik jest fanem filmowego kiczu, zwłaszcza Eda Wooda juniora). Na płycie znalazł się utwór z repertuaru Kazimierza Grześkowiaka „W południe”, z którym związana jest zabawna historia. Kazik bowiem został za ten kawałek nominowany do Fryderyka jako… najlepszy tekściarz.

Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść

W kwietniu 1999 r. zespół odbył trasę składającą się z 13 koncertów - wszystko na własny rachunek, bez udziału sponsora. Trasa okazała się pełnym sukcesem, normą była pełna sala i wysprzedanie biletów na kilka dni przed występem. W lutym 2000 r. KNŻ po raz trzeci poleciał do USA, jednak już w czerwcu Litza postanowił odejść z zespołu, by poświęcić się rodzinie, nawróceniu (Robert jest głęboko wierzący) oraz innym muzycznym projektom. Zespół u szczytu popularności znów zawiesił swoją działalność.

Na jakiś czas Roberta zastąpił Olaf Deriglasoff, w 2002 r. wyszła ostatnia płyta podsumowująca działalność koncertową zespołu - „Występ”. Długo przyszło fanom czekać na powrót KNŻ. Namiastką okazały się koncerty jednego z projektów Staszewskiego - Buldog, na których usłyszeć można było oprócz autorskiego materiału utwory kaenżetu.

Koncertowy comeback

W połowie 2008 r. zapadła decyzja o reaktywowaniu KNŻ w składzie z Litzą. Pierwszy występ odbył się na początku 2009 w Toruniu, a 13 września zespół zagrał niezwykle żywiołowy koncert w katowickim Mega Clubie.

Do samej imprezy można mieć sporo zastrzeżeń. Bilety, jak na polski zespół, do najtańszych nie należały (50-65 zł), Mega Club był przeludniony, a nagłośnienie fatalne. Słychać było, niezbyt wyraźnie, wokal, nieco perkusji, a gitary przez większość czasu zlewały się w jednolity jazgot. Do tego praktycznie nieodczuwalna klimatyzacja sprawiła, że klub momentalnie zamienił się w piekło.

Mimo tego trudno był po koncercie niezadowolonym. Choć Kazik zaszczyca swoją osobą niemal wszystkie możliwe dni miast i juwenalia, występy KNŻ, z racji burzliwej historii, są dziś towarem luksusowym. Fantastyczna oprawa tekstowa (wszak to Staszewski) i niesamowita energia muzyczna tworzona przez obecnie koncertujący najsilniejszy skład zespołu sprawiają, że nawet przy kiepskim nagłośnieniu cała sala skacze i wykrzykuje kolejne wersy utworów - atmosfera jest fenomenalna.

Setlista dość zróżnicowana, o ile można takim mianem określić koncert kapeli, mającej na koncie trzy albumy studyjne. Oprócz muzycznej miazgi w stylu „Artyści”, „Świadomość”, „Nie ma litości” czy ostro zaaranżowanego „W południe”, nie zabrakło klasyków - zespół dwukrotnie, w tym raz na bisach, zagrał „Legendę ludową” oraz „Tatę dilera”. Poza wspomnianymi utworami, koncert kończyły (genialny!) „Odpad atomowy”, „Spalam się” oraz, tu zaskoczenie, piosenka z „Melodii Kurta Weill'a” - „Ballada o kobiecie żołnierza”.

Występ był to wyjątkowy, głównie jednak dlatego, że to Kazik Na Żywo - ten koncert z definicji nie mógł być nieudany.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto