Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamiętacie Pitbulla? Superglina istniał naprawdę i dziś ma kłopoty

Teresa Semik
Ze świadkiem koronnym jest w Polsce jak z Dziewicą Orleańską, wierzy się mu bezgranicznie i na słowo. A on mówi: - Załatwię cię, glino! No i załatwił Sławomira O. - najlepszego policjanta w kraju - pisze Teresa Semik.

Wcześniej sypał "Dolar", "Patyk", "Masa", teraz "Broda", kolejny skruszony gangster i katowicka Prokuratura Apelacyjna ma na widelcu kilku funkcjonariuszy policji podejrzewanych o korupcję. Wśród nich jest bodaj najsłynniejszy glina - Sławomir O. ze stołecznego komisariatu, bohater filmów Patryka Vegi. Podobno współpracował z mafią pruszkowską.

Najpierw powstał o nim dokument "Prawdziwe psy". Sam siebie nazywał psem. Bo pies jest wierny i walczy do końca. Były oficer operacyjny wydziału ds. zabójstw dwa lata temu mówił "Dziennikowi Zachodniemu", że nawet naginając prawo trzeba wiedzieć, gdzie jest ta granica, której nie wolno przekroczyć, by zostać po właściwej stronie.

Ciemna strona mocy

Mógł przejść na ciemną stronę mocy, czy też został wrobiony przez tych, których ścigał bez pardonu? Tomasz Tadla z katowickiej Prokuratury Apelacyjnej mówi enigmatycznie o zarzutach dla supergliny, w tym o współdziałaniu z zorganizowaną grupą przestępczą Pruszkowa w latach 1995-2001.

- To dopiero początek śledztwa, ale mamy podstawy podejrzewać, że dopuścił się zarzucanych mu przestępstw - wyjaśnia prokurator i dodaje, że zarzuty nie opierają się tylko na zeznaniach świadka koronnego "Brody".

"Broda" to ten sam skruszony gangster, który - zdaniem byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego - ponoć opowiadał podczas przesłuchań o nielegalnym finansowaniu Platformy Obywatelskiej. Rewelacji ma pewnie więcej, jak każdy skruszony gangster, a oni często mówią, co im ślina na język przyniesie albo podpowiada wyobraźnia.

- Zeznania "Brody" były weryfikowane - twierdzi prokurator Tadla i wymienia kolejne zarzuty dla supergliny: przekroczenie uprawnień, nielegalne posiadanie broni - pistoletu Beretta, nielegalne posiadanie znacznej ilości narkotyków.

Jedno słowo i po karierze

Niemało policjantów trafia przed sąd po pomówieniach świadków koronnych czy zwykłych rzezimieszków. Zdaniem Jerzego Feliksa, katowickiego adwokata, to są bardzo trudne sprawy do obrony. Wystarczy, że skruszony bandyta powie: - Ten gliniarz wziął łapówkę i w zasadzie taki policjant jest z góry na przegranej pozycji.

Zeznania małych czy dużych świadków koronnych prokuratura traktuje czasem jak wyrocznię i idzie z oskarżeniem do sądu. Nawet, jeśli dowody są wątpliwe, a sąd ostatecznie uniewinni policjanta, jego kariera i życie osobiste są złamane.

Doświadczył tego także katowicki policjant do walki z przestępczością narkotykową, którego pomówił przestępca poszukiwany listem gończym m.in. za kradzieże z włamaniem. Twierdził, że dał policjantowi kasę, żeby go nie zatrzymał na podstawie tego listu gończego. Prokurator postawił policjanta przed sądem w 2005 roku oskarżając o korupcję i dopiero niedawno został całkowicie uniewinniony przez sąd. Nikt mu nie odda tych zmarnowanych lat.

Dziewięć miesięcy przesiedział w areszcie policjant z Mysłowic, bo pomówiła go szajka z miejskiego bazaru, której nie pobłażał. Po uniewinniającym wyroku wrócił do pracy, ale policjantowi z Sosnowca to się nie udało. Został wrobiony w kradzież auta. Jego proces trwał 7 lat .

- Niektórzy przestępcy z upodobaniem współpracują z organami ścigania tylko dlatego, że widzą w tym jakąś korzyść - mówi mecenas Feliks. - Jedni ratują swój tyłek, inni próbują się odegrać na policjantach, bo zaszli im za mocno za skórę, a jeszcze inni - eliminują tych gliniarzy, których się boją najbardziej. I to jest niepokojące.

Bandyci i manipulanci

Skruszeni bandyci często mówią więcej niż wiedzą, i to, co prokurator chce usłyszeć. Doświadczył takiej manipulacji profesor prawa i adwokat Jan Widacki. O wyniesienie grypsu i nakłanianie do fałszywych zeznań pomówił go zabójca skazany na 25 lat. Na nic zdały się zapewnienia Widackiego, że do niczego nie nakłaniał, żadnych grypsów nie wynosił i w ogóle to jakiś absurd.

Za rządów PiS profesor był uosobieniem układu i prokurator postawił go przed sądem. Kilka dni temu został uniewinniony. Sędzia uzasadniając wyrok powiedział, że pomawiający profesora przestępca to notoryczny manipulant o psychopatycznej osobowości, wręcz bawiący się śledczymi, by poprawić swoją sytuację w więzieniu. Jego relacje nie zostały poparte żadnymi innymi dowodami. Przestępca najpierw obciążył Widackiego, ale przed sądem wszystko odwołał.

Wcale nie są to odosobnione błędy prokuratorów. Ofiarą takich pomówień padł także Jacek Ancuta z katowickiej Prokuratury Apelacyjnej, główny oskarżyciel zomowców z kopalni Wujek. Był też w grupie, która rozbiła gang "Krakowiaka", ale wrogów miał głównie wśród swoich, bo publicznie naśmiewał się z bliskiego współpracownika Zbigniewa Ziobry. Nagle przypomniał sobie o prokuratorze Ancucie przestępca z Czechowic-Dziedzic. Powiedział śledczym, że go skorumpował, bo opłacił dwie prostytutki, które spędziły z prokuratorem noc. Zapłacił dwa razy po 200 zł. Przez 14 miesięcy prokurator był zawieszony w czynnościach służbowych, bo toczyło się w jego sprawie śledztwo. Po przegranych przez PiS wyborach sprawę przeniesiono do Tarnowa, gdzie została prawomocnie umorzona.

Przestępca, który go pomówił, to wyrafinowany oszust. W sposób bezczelny wyłudził od żony szefa mafii paliwowej 400 tys. zł oraz samochód, bo obiecał, że załatwi dla jej męża uchylenie aresztu. Nic jednak w sprawie nie zrobił i sam trafił za kratki. Gdy prokurator Ancuta przyblokował jego zwolnienie z aresztu, wtedy sobie "przypomniał" o korupcji sprzed kilku lat i przygotował zemstę.

Wybory i układ

Przed wyborami potrzebne są sukcesy. Można je osiągać nawet na układach z przestępcami. Tak miało być w 2007 roku za rządów PiS. Tuż przed ciszą wyborczą prokuratura w Bielsku-Białej wystąpiła o uchylenie immunitetu czterem sędziom, których pomówił ich kolega już z prokuratorskimi zarzutami. Śledczy obiecali mu bezkarność w zamian za rzekomy układ mafijny w bielskim wymiarze sprawiedliwości i on opowiadał to, czego śledczy chcieli słuchać.

Trzech sędziów zostało oczyszczonych z wszelkich podejrzeń, a nawet wygrali w sądzie cywilnym zadośćuczynienie za krzywdy, jakich doznali z powodu tych bezpodstawnych zarzutów. Formą korupcji miała być także wejściówka do agencji towarzyskiej matki jednego z najgroźniejszych przestępców na Podbeskidziu. Tak mówił skruszony i wyzuty z wszelkiej przyzwoitości człowiek, a prokurator mu bezgranicznie wierzył. Ilu policjantów, sędziów, prokuratorów bezpodstawnie obciążyli świadkowie koronni i drobni złoczyńcy? Nie ma takich danych.

Sławomir O., choć stał się też bohaterem filmu fabularnego "Pitbull" (postać Despera powstała w dużej mierze właśnie na jego życiorysie), nigdy nie był święty. Potrafił przyłożyć przełożonemu, jak go wkurzył. Dwa tygodnie temu został zatrzymany na polecenie katowickich prokuratorów i aresztowany na trzy miesiące. - Przekazywał grupie pruszkowskiej informacje z policji, za co otrzymywał korzyści majątkowe - mówi Leszek Goławski z katowickiej "apelacji". Kto zna Sławomira O., nie wierzy, żeby dał się przekupić.

- Czy mógł spotykać się ze starym Pruszkowem? Oczywiście! - na tym polega robota policjanta operacyjnego, że kontaktuje się ze światem przestępczym, pije z nimi wódkę - mówi jeden z katowickich prokuratorów. - To nie jest praca dla grzecznych chłopców, ale ci niegrzeczni muszą być praworządni, to pewne. Status świadka koronnego sąd przyznał "Brodzie" w 2010 roku na wniosek prokuratora Piotra Skrzyneckiego z katowickiej Prokuratury Apelacyjnej.

To jeden z najważniejszych, skruszonych gangsterów ostatnich lat. W gangsterskiej strukturze zajmował on wyższą pozycję niż do tej pory najgłośniejszy koronny - Jarosław S. "Masa". Ale "Masa" też zaliczył wpadkę. Pomówił policjanta pakując go do aresztu, a potem powiedział, że zrobił to w złości i wszystko odwołał. Czy Sławomir O. okaże się niewinny? Poczekamy na wyrok sądu.

Świadek koronny

Instytucja świadka koronnego w polskim prawie funkcjonuje od 1997 roku. "Broda" jest nowym świadkiem koronnym m.in. w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały. Świadkiem koronnym nie może zostać osoba, która dopuściła się zabójstwa, zakładała lub kierowała związkiem przestępczym.
Dość bezkrytycznie uznajemy, że ta instytucja się sprawdziła i nie trzeba w niej dokonywać zmian. Tymczasem toczy ją gangrena, ofiarami padają niewinni ludzie.

Osobliwa więź bandytów z organami ścigania

Profesor prawa, karnista, poseł Jan Widacki, były wiceminister spraw wewnętrznych, to ofiara pomówień przestępcy. Po dwóch latach został uniewinniony.

Jaką miarę zaufania należy przykładać do zeznań skruszonego gangstera?

Całe orzecznictwo Sądu Najwyższego od lat 20. ubiegłego wieku wskazuje, że do słów przestępcy należy podchodzić z największą ostrożnością. Taka osoba zawsze ma jakiś interes w tym, by mówić nieprawdę. Albo chce poprawić swoją sytuację prawną, albo przerzucić odpowiedzialność na kogoś innego.

Nie wierzy pan w skruszonego bandytę, który żałuje za grzechy i opowiada organom ścigania o przewinieniach innych osób?

Nawet Ewangelia o takich przypadkach mówi, ale to są raczej nadzwyczajne przypadki. Nie wierzę w skruszonego czy kruszejącego bandytę. To wielka bujda. Interes bandyty jest tylko chwilowo zbieżny z interesem organów ścigania. Każda ze stron ma coś do zaoferowania i coś do wygrania.

Instytucja świadka koronnego jest nadużywana?
To jest instytucja przeniesiona z innego systemu prawnego, niedopasowana do mentalności naszych organów ścigania. Efekt jest często taki, że między bandytą a organami ścigania - policjantem czy prokuratorem wytwarza się osobliwa więź. Są sobie wzajemnie potrzebni. Są swoimi zakładnikami.
Świadek koronny może pomawiać, pleść różne bzdury, ale może mówić też prawdę. Nie można tego wykluczyć.

Może jeszcze załatwiać swoje porachunki rękami policjantów i prokuratorów. I to jest niebezpieczne. W USA samo zeznanie skruszonego gangstera nie wystarczy, żeby kogoś skazać. Muszą te zeznania doprowadzić do innych dowodów, które przedstawia się w sądzie. Tam na rozprawie świadek koronny w zasadzie jest już niepotrzebny. W Polsce wystarczą zeznania świadka koronnego, żeby kogoś skazać.

Jeśli jeszcze taki świadek umówi się w celi z innym świadkiem koronnym, ofiara może być bez szans.

Jak długo wytaczane będą procesy na podstawie gołosłownych zeznań skruszonych czy kruszejących bandytów, tak długą będą skazywani niewinni ludzie.

Sam pan profesor doświadczył takiej manipulacji...
Jeżeli prokurator obiecał przestępcy, skazanemu na 25 lat, że może liczyć na bezkarność, to on i z diabłem by się dogadał, żeby wyjść na wolność. Opowiadał to, czego chciał słuchać prokurator.

Może problem jest w niekompetencji prokuratora?
Niewątpliwie standard dowodzenia jest w Polsce niski.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto