We wtorek ratownicy przedostali się w okolicę 175. metra. Na miejsce zostały zwiezione także wszystkie elementy kombajnu, który ułatwi przedostanie się do uwięzionych pod ziemią górników.
Zanim ważąca 30 ton maszyna zacznie pracować, konieczne będzie jeszcze przeprowadzenie testu urządzenia. Ustalono także miejsce montażu wiertnicy. Maszyna składana była od wtorku w Katowicach. W środę ma być gotowa do pracy jednak wydrążenie ponadkilometrowego otworu może zająć jednak zająć kolejne kilka dni.
Na powierzchni trwają przygotowania do wykonania pionowego odwiertu w rejon, w którym mogą znajdować się górnicy. Ustawiono i ustabilizowano maszt wiertnicy. Z Niemiec dojeżdża specjalna pompa płuczkowa do usuwania urobku wybranego przez wiertnicę, która powinna zacząć pracę jeszcze dzisiaj.
Odwiert ma mieć 1050 metrów głębokości i średnicę ok. 30 cm. Będzie można nim opuścić kamerę dla oceny sytuacji i ewentualnie podawać też wodę i żywność. Wiertnia będzie drążyć otwór z prędkością 150 metrów na dobę.
Przygotowania do odwiertu ratunkowego w kopalni Wujek
TVN24/x-news
Rozmawiamy z Grzegorzem Kaleją, ratownikiem górniczym z kopalni Bobrek-Centrum. W zawodzie pracuje 18 lat. Zdobył także tytuł drużynowego mistrza świata w ratownictwie górniczym.
W jaki sposób pracują ratownicy górniczy w trakcie akcji?
Zależy czy to pożar, wybuch, czy zawał. W zmiażdżonych chodnikach trzeba wszystko, centymetr po centymetrze, wybierać. Wszystko jest ręcznie przebierane przez ratowników. Przede wszystkim jest to ciągła praca na kolanach. Polega na czołganiu się, szarpaniu i wycinaniu. Do tego dochodzi zmęczenie, na które wpływa wysoka temperatura i niedobór tlenu. Dlatego ratownicy pracują w kamizelkach chłodzonych suchym lodem.
W kopalni w Rudzie Śląskiej uwięzieni górnicy przebywają ponad kilometr pod ziemią. Ma to decydujące znaczenie w trudności całej akcji?
Głębokość w tym momencie nie jest tak istotna. Najważniejsze jest to, jakiego typu jest to akcja. Gdy idzie się po uwięzionych ludzi, zawsze jest najtrudniej. Duże znaczenie ma fakt, że chodnik w rejonie ściany jest zaciśnięty "na zero". W tym korytarzu znajdują się różne rurociągi, maszyny czy drzewo. Wszystko razem sprasowane utrudnia dostęp.
Miejsce przebywania uwięzionych górników określono za pomocą GPS-u.
To jest popularna metoda w górnictwie. Istnieją specjalne oddziały miernictwa na kopalniach, które powadzą pomiary na ziemi i w podziemiu. Przykładowo, dwa tunele w odległości dwóch-trzech kilometrów mają się spotkać w określonym punkcie. Miernicy są w stanie określić, jak i kiedy to nastąpi. Takich metod jest wiele, technika poszła do przodu.
W akcji ratowniczej mają pomóc odwiert w ziemi i kombajn.
Wywiercenie otworu to coś, z czym jeszcze się nie spotkałem w swojej karierze. Wykonanie takiego tunelu na pewno zajmie sporo czasu. Kombajn to też innowacyjna technika. Zwykle wszystko jest ręcznie przebierane, żeby nie zrobić krzywdy górnikom przebywającym pod ziemią. Ratownicy będą pewnie pracować na ostatnim odcinku sami. Czasem można jeszcze wpuścić kamery w szczeliny, w miejsce przebywania zaginionych.
W Rudzie Śląskiej udział akcji bierze 8 zastępów, czyli 40 ratowników. Czy to dużo?
W zeszłym roku w Mysłowicach na "Wesołej" było 18 zastępów na zmianie. Tam był jednak dużo większy front tych robót, tutaj natomiast wszystko prowadzone jest w jednym miejscu. Ale kiedy kogoś trzeba uratować, wiadomo, że wszyscy dają z siebie wszystko. To jest adrenalina.
Najbardziej dramatyczna akcja w jakiej pan brał udział?
Każda jest inna, trudno powiedzieć... Przez swoją 18-letnią karierę naprawdę sporo przeżyłem. Jeśli chodzi o życie ludzkie, zawsze są to najgorsze sytuacje. Do końca człowiek bije się z myślą, czy ci ludzie są cali i zdrowi.
Mimo akcji ratowniczej na kopalni nie przerwano wydobycia. Czy to nie koliduje w pracy ratowników?
Kopalnia to nie jest fabryka aut, gdzie linię produkcyjną można wyłączyć na jakiś czas. Muszą być prowadzone różnego rodzaju roboty. Inne ściany wydobywcze nie są bezpośrednio w rejonie zagrożenia. W obszarze akcji ratowniczej jest robiona specjalna strefa i tam nikt nie może pracować do momentu zakończenia akcji. Miałem okazję uczestniczyć w akcji w tej kopalni i muszę przyznać, że jest bardzo rozległa. Gdyby to kolidowało z akcją ratowniczą, dyrekcja kopalni na pewno by zabroniła wydobycia.
Dwóch górników przebywa 1050 metrów pod ziemią. Jaka jest szansa na ich przeżycie?
Dużo czynników ma znaczenie. Pan Zbigniew Nowak w Halembie wytrzymał pod ziemią (spędził pod ziemią 111 godzin po katastrofie w kopalni Halemba w 2006 r. - przyp. red.). Przeczekał w dziurze, aż ratownicy po niego przyszli. Taka sytuacja stwarza największe szanse na przeżycie, jeśli gdzieś się utworzyła pustka, w której mogą przebywać zaginieni. W przypadku wybuchu metanu czy pożaru szanse przeżycia są praktycznie zerowe, ale nadzieja jest zawsze. Liczę, że uda się przeżyć obu górnikom, choć czas działa tutaj na niekorzyść.
- Kombajn jest jedyną nadzieją – Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?