MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Powódź obnażyła problemy, z jakimi borykają się strażacy

Aldona Minorczyk-Cichy
Uczestnicząc w akcjach ratunkowych, strażacy w latach 2006-2009 wypracowali 8,5 mln nadgodzin
Uczestnicząc w akcjach ratunkowych, strażacy w latach 2006-2009 wypracowali 8,5 mln nadgodzin Fot. Arkadiusz Gola
Witold Sowa, 68-letni strażak, który zmarł w poniedziałek, ratując od zalania budynki w Mysłowicach, nie miał badań lekarskich, dopuszczających go do udziału w akcjach. W tej sytuacji jego rodzina może nie dostać należnego odszkodowania.

Powódź bezlitośnie obnażyła problemy, z jakimi borykają się strażacy. I zawodowi, i ochotnicy.

Dlaczego strażak Sowa brał udział w akcji, choć nie miał do tego prawa? Za badania i ubezpieczenie strażaków ochotników odpowiada samorząd, w tym przypadku prezydent Mysłowic, Grzegorz Osyra, który powołał specjalną komisję, badającą okoliczności śmierci strażaka. Postępowanie w tej sprawie prowadzi też prokuratura. - Zleciliśmy sekcję zwłok strażaka, bo jego śmierć nastąpiła podczas działań ratowniczych. Czekamy na wyniki. Od nich będą zależały następne działania - informuje Dariusz Lendo, szef mysłowickiej prokuratury.

Witold Sowa był wzorowym członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej, odznaczonym Złotym Krzyżem Zasługi dla Pożarnictwa. Prawdopodobnie zabił go zawał serca. Strażaccy związkowcy są oburzeni. Mówią, że ta śmierć to efekt oszczędzania na bezpieczeństwie.

- Zawodowych strażaków jest za mało i na wały posyłani są emeryci - irytuje się Wiesław Puchalski, przewodniczący ZZ Strażaków Florian. Dodaje, że praca strażaka to nie tylko ogromny wysiłek fizyczny, ale też stres, który wyniszcza organizm.

W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji trwają tymczasem prace nad zmianami dotyczącymi likwidacji przywilejów strażaków ochotników. Proponuje się też, by pracowali do 65. roku życia. Paradoksalnie, członkowie OSP już nie mają z pracą lekko. Ochotnicy, którzy od dziesięciu dni, narażając zdrowie i życie, walczą z powodzią, mogą mieć nieprzyjemności w macierzystych zakładach. Niektórzy z powodu nieobecności - spowodowanymi udziałem w akcjach - mogą wylądować na bezrobociu. Z kolei strażacy zawodowi będą mieli problemy z nadgodzinami.

- Niewątpliwie także sprawa nadgodzin, która spędza nam sen z oczu, zostanie poruszona w rozmowach z resortem spraw wewnętrznych, któremu podlegamy - mówi Paweł Frątczak, rzecznik komendy głównej PSP. Przytacza liczby: - Od 16 maja braliśmy udział w 38 tysiącach akcji ratowniczych w całym kraju. Każdego dnia w operacji przeciwpowodziowej uczestniczyło 15 tysięcy strażaków zawodowych i ochotników. Ocalili 24 tysiące osób - dodaje.

Sami strażacy są na razie zajęci walką z żywiołem. Nie myślą więc o nadgodzinach, ani o tym, że wielu z nich jeszcze za akcję przeciwpowodziową z 2001 roku nie dostało ani rekompensaty finansowej, ani wolnych dni.

- Zaczekajmy na zakończenie akcji. Teraz po prostu musimy pracować - mówi Krzysztof Hetman, szef NSZZ Pracowników Pożarnictwa.

Problem jednak narasta. W całym kraju, uczestnicząc w akcjach ratunkowych i gaszeniu pożarów, strażacy w latach 2006-2009 wypracowali 8,5 mln nadgodzin. Rekordziści to ratownicy z województwa śląskiego - mają ponad 2 miliony nadgodzin! Ich rozliczenie musi być zgodnie z przepisami przeprowadzone w ciągu sześciu miesięcy, ale że brakuje funkcjonariuszy, odebranie przez nich dni wolnych bywa zwykle niemożliwe.

- Do czasu ogłoszenia podwyższonego stanu gotowości operacyjnej, z bieżącymi nadgodzinami i ich odbieraniem w komendzie wodzisławskiej jakoś sobie radziliśmy. Teraz, biorąc pod uwagę akcję przeciwpowodziową, mogą być problemy - mówi kpt. Stanisław Tkocz, przewodniczący NSZZ Pracowników Pożarnictwa w Wodzisławiu Śląskim.

Strażacy chcą za nadgodziny zapłaty, ale w budżecie nie ma pieniędzy. Także sądy nie są po stronie mundurowych, bo ich służbę reguluje ustawa o straży pożarnej, w której o nadgodzinach w ogóle wzmianki brak, a kodeks pracy zastosowania w tym przypadku nie ma. Aby to zmienić, konieczna jest nowelizacja zapisów branżowej ustawy, a na to się nie zanosi. Między innymi dlatego zaczyna brakować chętnych do pracy w straży pożarnej. Adepci są sfrustrowani niskimi zarobkami (strażak średnio zarabia 2700 zł brutto - na rękę o jedną trzecią mniej) i szukają lepiej płatnej pracy, często w Wielkiej Brytanii czy Irlandii.

- To dla nas przykre, że przy takich dramatycznych sytuacjach jak obecna powódź, musimy upominać się o swoje należności, ale nie mamy wyjścia - mówi Wiesław Puchalski, przewodniczący ZZ Strażaków Florian.

MSWiA problem nadgodzin widzi i analizuje różne warianty jego rozwiązania. Jedno z nich szczególnie oburza strażaków. Chodzi o propozycję odebrania im pięciodniowego urlopu dodatkowego.

- Jeśli ten zapis wejdzie w życie, to może się okazać, że w ogóle nie będzie chętnych do tej służby - ostrzega Puchalski. Jego zdaniem, dobrym rozwiązaniem byłoby umożliwienie samorządom płacenia strażakom za dodatkowe zadania, np. za zabezpieczanie imprez. - Taką możliwość samorządy mają w przypadku policjantów, którym mogą wykupić dodatkowe patrole. My takiej szansy nie mamy. Tymczasem spora część pieniędzy, mających służyć bezpieczeństwu, jest marnotrawiona - ostrzega Puchalski.

Podaje przykład pieniędzy, jakie samorządy przekazują ochotniczym strażom. Jego zdaniem zdarza się, że politycy lokalni za publiczne pieniądze robią sobie kampanie wyborcze. - Kupują wóz, robią koło tego rozgłos, a tak naprawdę auto wyjedzie z garażu dwa-trzy razy w roku. Takie działania nie mają sensu - irytuje się Puchalski.

od 7 lat
Wideo

Jak politycy typują wyniki polskiej reprezentacji?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto