Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tu się nie da mieszkać!

Łukasz Malina
Łukasz Malina
Sypiący się tynk, dziurawy dach, zalane piwnice i wilgoć, to tylko niektóre problemy mieszkańców budynków przy położonej w odległości dziesięciu minut od rynku ulicy Kopalnianej w Bytomiu.

W ubiegłym tygodniu, w jednym z mieszkań przy ulicy Kopalnianej w Bytomiu na głowę osiemdziesięcioletniego, schorowanego lokatora runął sufit. Dla mieszkańców to nie pierwszyzna, ale tym razem nie zamierzają siedzieć bezczynnie. Na ich prośbę zajęliśmy się ustaleniem, kto odpowiada za tragiczny stan techniczny budynków i dlaczego nikt ich przez ponad dwadzieścia lat nie remontował.

Obecnie ulica Kopalniana i położone przy niej budynki niczym nie przypominają spokojnego, przyjaznego mieszkańcom osiedla, którym była jeszcze kilka dekad wstecz. Stare, poniemieckie kamienice przypominają dzisiaj rudery, straszą brakiem rynien, spadającymi dachówkami i przegnitymi belkami podtrzymującymi dach.
- W Bytomiu wiele jest takich budynków, problem polega na tym, że muszą w nich mieszkać ludzie. W tej sprawie interweniowaliśmy już u radnych, w straży miejskiej, policji i nawet u dwóch posłów. – mówi MM Silesii Piotr Smętek, który na prośbę mieszkańców ulicy Kopalnianej poinformował nas o sprawie. Smętek jest pomysłodawcą akcji „Bezpieczny Rozbark” (www.giol.raxo.pl).

Problemy to wina zarządcy?

- To karygodne, że nikt nam tu nic przez tyle lat nie remontował. Wilgoć mamy z mężem w całym mieszkaniu. Grzać się boimy, bo z komina wychodzi czarny dym, a piwnice po każdym deszczu zamieniają się w basen... – żali się pani Pelagia Nowak, mieszkanka domu przy Kopalnianej 5.

Wchodzimy do piwnicy. Wszędzie czuć stęchliznę, na ścianach widać poziom, do którego sięgała woda po ostatniej ulewie, około pół metra wysokości. Pani Pelagia ma już patent na zalaną piwnicę:   - Wtedy chodzimy po specjalnych kontenerach na butelki, inaczej musielibyśmy pływać... Dalej rozgoryczona lokatorka pokazuje nam podstawę komina, w której znajdują się specjalne otwory do jego czyszczenia. Także i one wielokrotnie były zalewane, teraz zabezpieczone są prowizoryczną konstrukcją pomysłu męża pani Pelagii, czyli szybą przyciśniętą dwiema belkami...

Pora na wizytę na strychu. Tu, od razu, w oczy rzuca się, dziura w podłodze (o ponadmetrowej średnicy), czyli w suficie najwyżej położonego w budynku mieszkania. Pani Pelagia uspokaja nas, że to nic, bo w tym mieszkaniu i tak nikt od kilku lat nie mieszka. – Tylko czasem wchodzą tam jacyś menele, sąsiad z naprzeciwka pilnuje opuszczonego mieszkanie jak się da, ale i tak wchodzą... – dodaje sympatyczna starsza pani. Na strychu, naszą uwagę przyciągają także liczne „świetliki” pomiędzy pamiętającymi drugą wojnę światową dachówkami. Potem jeszcze krótka wycieczka wokół domu. Pelagia Nowak pokazuje nam miejsca, z których najczęściej spadają dachówki oraz te, w których kiedyś były belki podtrzymujące dach oraz rynny. – Kiedyś mój mąż wyszedł na spacer a tuż obok niego wylądowała taka belka – pani Pelagia rozciąga ramiona, by dookreślić jej rozmiar. – O tu! W tym miejscu. – dodaje. Pani Pelagia pokazuje nam stos pism, które otrzymała w reakcji na swoje prośby o remont budynku, który zamieszkuje. Z wszystkich wynika, że ktoś się sprawą zajmie. Niektóre datowane są na 2004 rok...

Zaglądamy także do mieszkania osiemdziesięcioletniego Alfonsa Krawczyka, to tutaj zawalił się fragment sufitu. Podczas naszej wizyty sufit jest już skuty do poziomu stropu i przygotowany do remontu. Na szczęście nie doszło tu do tragedii. – Sufit rozpadł się z prostej przyczyny, przez lata był remontowany na zasadzie nakładania kolejnych warstw tynku, które swoim ciężarem prędzej, czy później musiały spowodować jego upadek – wyjaśnia Elżbieta Kwiecińska, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, którą wezwano na miejsce wypadku.

Odwiedziliśmy także sąsiednie budynki przy ulicy Kopalnianej, wszędzie te same problemy. – Balkon mam przegnity, a okien nie otwieram na nim w ogóle, bo się boję że wylecą! Chodnika też przez tyle lat nam nie zrobili, więc przy każdej ulewie toniemy w błocie. – opowiada nam Karolina Kot, mieszkanka budynku numer 2. – Może nowy zarządca zrobi wreszcie ten remont dachu – dodaje z nadzieją Stefania Hanig, sąsiadka pani Karoliny.

Na miejscu zastaliśmy także pracowników nowego zarządcy, którzy rozwieszali ogłoszenie, z którego wynikało, że od 31 stycznia rusza remont dachu. Z kolejnego, mieszkańcy mogli się dowiedzieć, że „od 1 września 2007 roku” swoje sprawy mogą zgłaszać w nowej siedzibie zarządcy budynków.         - Aktualność porażająca – ucina pani Stefania. - Sprzątaczka, której przez długi czas nie było, jak umyje klatkę to potem mamy tu więcej brudu, niż przed tym jej myciem. Widziałam, że myje samą wodą... – relacjonuje nam wyraźnie poirytowana lokatorka. Rozgoryczenie, brak nadziei i sposobu na rozwiązanie trudnej sytuacji to chleb powszedni mieszkańców Kopalnianej.

Bombą w mieszkańców?

Do niedawna zarządcą budynków przy ulicy Kopalnianej były PKP, od października 2007 roku jest nim Leszek Wolniak, któremu PKP przekazały budynki. W rozmowie z nim usłyszeliśmy: - Na wykonanie remontu mam tylko 30 tysięcy złotych, czyli tyle ile uzbiera się w funduszu remontowym przez cały rok. Ta kwota wystarczy na załatanie dachu, naprawę rynien i może jeszcze na instalację odprowadzającą wodę do studzienek kanalizacyjnych. To najistotniejsze usterki i jedynie na ich usunięcie mamy środki. – przekonuje nas Wolniak. – Z kolei nie możemy zwiększyć składki na fundusz remontowy, bo decyzja należy jedynie do właścicieli lokali, a tymi są PKP i dwie rodziny, które zdecydowały się wykupić swoje mieszkania. – dodaje Wolniak.

Leszka Wolniaka zapytaliśmy także o doniesienia mieszkańców na temat sprzątaczki i trudności wynikających z braku chodnika od strony podwórka. – To już jest upierdliwość! Niech się cieszą, że ktoś im w ogóle ten syf sprząta! – odparował. W dalszej rozmowie język zarządcy stał się bardziej dosadny: - Wie pan co? Najchętniej to wrzuciłbym tam bombę i rozpierdolił to towarzystwo! – dodał wyraźnie poirytowany Leszek Wolniak. – Tam mieszka niezły element, nawet nie będę mówił, jakie są problemy ze ściąganiem czynszu. – dodał.

Zarządca twierdzi także, że gdyby lokatorzy wykupili mieszkania to byłoby łatwiej zwiększyć składkę na fundusz remontowy i dzięki temu mógłby wykonać także inne niezbędne remonty, czy położenie chodnika. – PKP ma swój interes w tym, że pozostaje właścicielem lokali przy ulicy Kopalnianej, na każdym metrze kwadratowym mają przynajmniej złotówkę zysku, w najgorszym wypadku wychodzą na zero. Nic dziwnego, że PKP nie są zainteresowane podniesieniem składki. – prezentuje swą teorię Wolniak.

Interwencja PINB, PKP umywa ręce

O ocenę sytuacji mieszkańców ulicy Kopalnianej poprosiliśmy Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, który od wielu lat tonie w stosie podobnych spraw. - Kilka miesięcy temu na zarządcę budynków przy ulicy Kopalnianej nałożyliśmy nakaz likwidacji stanu zagrożenia oraz obowiązek sporządzenia oceny stanu technicznego budynków, wraz ze sposobem naprawy. To znaczy, że zarządca jest zobowiązany do wykonania remontu wszystkich tych elementów budynków, które bezpośrednio zagrażają zdrowiu lub życiu ludzi. PKP, ówczesny zarządca odwołał się od naszej decyzji, argumentując, że to obowiązek nowego zarządcy – pana Leszka Wolniaka. – wyjaśnia nam zagmatwaną sytuację budynków przy ulicy Kopalnianej, Elżbieta Kwiecińska, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Bytomiu.

Mieszkańcy nie chcą wykupić lokali, bo ich zdaniem spowoduje to przejście wszelkich obowiązków remontowych na ich karb. Z tym argumentem nie zgadza się Leszek Wolniak. Jego zdaniem – jedynie wykupienie mieszkań może spowodować, że lokatorzy sami zdecydują o poprawie warunków mieszkaniowych. Będą mieli wtedy prawo do podniesienia składki na fundusz remontowy, która obecnie zdaniem Wolniaka jest zbyt niska.

Zarzuty Wolniaka, co do niechęci PKP do sprzedaży mieszkań odpiera Elżbieta Szeligowska z działu Wspólnot Mieszkaniowych PKP w Katowicach: - Zgodnie z obowiązującą ustawą, jeśli mieszkańcy nie zdecydują się na wykupienie zamieszkiwanych przez nich lokali za 5% ich obecnej wartości rynkowej, mieszkania zostaną przekazane gminie, która stanie się ich właścicielem. To nieprawda, że w interesie PKP jest „przetrzymywanie” tych mieszkań. Jako ich właściciel PKP ponosi wszelkie koszty utrzymania. Natomiast sprawa ewentualnego remontu leży w zakresie obowiązków zarządcy, którym jest Leszek Wolniak.

Czas ucieka

Jedno w niezmiernie skomplikowanej sprawie mieszkańców z ulicy Kopalnianej w Bytomiu jest pewne. Cud się nie wydarzy i nikt za darmo nie poprawi tragicznego stanu technicznego budynków, które zamieszkują. Cudem jest tu jednak niewątpliwie fakt, że nieremontowane przez ponad ćwierć wieku budynki wciąż stoją i mieszkają w nich ludzie. Ich prośby i problemy nie mogą pozostać niezauważone, być może, że to ostatni sygnał przed tragedią. Czy nie lepiej zapobiegać, zamiast obchodzić kolejną żałobę narodową? Niestety, bezlitosna rzeczywistość pokazuje, że te ostatnie wychodzą nam zdecydowanie lepiej, niż chociażby, remonty budynków mieszkalnych.

Łukasz Malina, Witold Stech

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto