Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W czym Katowice są lepsze od Mediolanu? Odpowiada Massimiliano Caldi

Grażyna Kuźnik
Siedziba NOSPR w Katowicach, miejsce muzycznych  fascynacji
Siedziba NOSPR w Katowicach, miejsce muzycznych fascynacji Władysław Morawski
Dlaczego Polacy zawsze mówią, że się nie uda? Co sprawia, że im się udaje? W czym Katowice są lepsze od Mediolanu? Dlaczego sławny Włoch chce wciąż wracać na Śląsk? - o spacerze z Massimiliano Caldim pisze Grażyna Kuźnik.

Czarujący, urzeczony Śląskiem mediolańczyk - podczas rozmowy śpiewa nagle suitę z filmu "La Strada" i sprawnie żongluje polszczyzną. Zapewnia, że jest wcieleniem Arturo Toscaniniego, legendarnego dyrygenta z Mediolanu. To Massimiliano Caldi, główny gościnny dyrygent Filharmonii Śląskiej. Zakochany w Katowicach. W jednej z linii lotniczych przeczytał reklamę, że jest to miasto Kilara i Góreckiego. Był zdumiony. Nigdy nie widział, żeby jakieś miasto tak chwaliło się swoimi kompozytorami.

Czytaj także: Śląskie szlagry, czyli jo to wszystko smola, jo wola gorola

- Polska jak szczególnie związana ze swoją muzyką i to współczesną. We Włoszech wciąż panuje opera XIX wieku. Stoimy w miejscu tak jak z architekturą, gdy Katowice z roku na rok pięknieją -
mówi maestro.

Pierwszy raz przyjechał do Katowic 16 lat temu, na Międzynarodowy Konkurs Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga. Absolwent Konserwatorium Muzycznego w Vicenzy w klasie fortepianu, Konserwatorium Muzycznego w Turynie w klasie dyrygentury, Konserwatorium w Como w klasie kompozycji, nie dostał się wtedy do finału. Filharmonia Śląska i jej zespół zrobiły jednak na nim ogromne wrażenie. Postanowił tu wrócić.

- Byłem zauroczony miastem i orkiestrą. Podczas pierwszego konkursu nie dałem z siebie wszystkiego, ale za drugim razem tego błędu nie popełniłem - wspomina Massimiliano Caldi. W 1999 roku przyszedł sukces - otrzymał I nagrodę w katowickim konkursie dyrygentów i szturmem zdobył serca publiczności. Dzisiaj jest głównym dyrygentem gościnnym Filharmonii Śląskiej. Instytucja jest w trakcie wielkiej przebudowy, do ubiegłego roku Caldi był też kierownikiem artystycznym Śląskiej Orkiestry Kameralnej w Katowicach.

- Mówi się, że Włosi są najmuzykalniejszym narodem świata, ale ja w to wątpię - przyznaje maestro. - Bardziej cenię Polaków, chociaż musiałem przywyknąć do ich stylu pracy. Włosi na początku na wszystko reagują z euforią, że tak, uda się na pewno, a potem niestety, niewiele z tego wychodzi. A Polacy odwrotnie, najpierw uważają, że nic się nie da zrobić, bo to niemożliwe, a potem okazuje się, że wyszło znakomicie.

Włoscy muzycy grają spontanicznie, improwizują, a polscy są bardzo zdyscyplinowani, traktują pracę poważnie i nigdy się nie oszczędzają. - Kiedy teraz dyryguję we Włoszech, wołam do muzyków, dajcie z siebie więcej! A w Polsce proszę, dajcie trochę mniej - uśmiecha się Caldi.

Chociaż pochodzi z Mediolanu, gdzie jest kilkadziesiąt sławnych muzeów, podoba mu się przemysłowy Śląsk. Zaskoczył go jednak tryb życia jego mieszkańców. Nie mógł zrozumieć, dlaczego administracja filharmonii znika już po godzinie 16 i o tej porze w ogóle życie w mieście zamiera. Wszyscy wychodzą z pracy o tej samej porze, tworzą się olbrzymie korki. W centrum po południu jest pusto i nudno, zauważa maestro. Dobrze, że ludzie wieczorem spotykają się w takich miejscach jak galerie handlowe. Włosi co prawda mają w południe sjestę, ale potem wszystko jest czynne do późna. Ludzie nie boją się o zmroku spacerować ulicami.

- Zaskoczyło mnie, że Polacy boją się różnych zakazów, których tutaj nie brakuje. Może to skutek poprzedniego ustroju? Obawiają się też wychodzić z domu wieczorami, a przecież we Włoszech jest niebezpieczniej. Włosi są bardziej niezależni, pewniejsi siebie - mówi mediolańczyk.

Na szczęście melomani nie mają żadnych obaw przed wyjściem z domu na koncerty prowadzone przez Massimiliano Caldiego. Zdobył sobie wierną publiczność, pracując przez cztery lata jako dyrektor Śląskiej Orkiestry Kameralnej. - Ucieszyłem się, kiedy ogłoszono konkurs na to stanowisko. Decydował życiorys. Ku mojej radości - wygrałem - opowiada dyrygent. - Musiałem trochę się przestawić. Włosi znają każdą nutę "Traviaty" Verdiego, więc zaskoczyło mnie, że Polacy o coś związanego z tą operą pytają. Ale z kolei Włosi prawie nie znają Brahmsa czy nawet Chopina.

Największą radość sprawiło mu granie z tą orkiestrą utworów Witolda Lutosławskiego, we Włoszech niemal nieznanego. Massimiliano Caldi uważa go za jednego z najwspanialszych współczesnych kompozytorów. Razem ze Śląską Orkiestrą Kameralną przygotował płytę między innymi z utworami Lutosławskiego i Kilara. Płyta miała doskonałe recenzje. Pisano, że ten poziom wykonania można osiągnąć "tylko przy połączeniu trzech ważnych elementów - znakomitego zinstrumentowania utworu, talentu interpretatorskiego dyrygenta i wrażliwego na jego polecenia zespołu". Caldi uważa, że jest to najlepszy komplement.

Z przyjemnością wspomina także pracę z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia. Dokonał z nią nagrań archiwalnych i ma nadzieję, że jeszcze będzie miał okazję koncertować z tym zespołem o wybitnym poziomie. Ale chociaż prowadził orkiestry na całym świecie, od Europy po Brazylię, na Bożonarodzeniowy Koncert w Watykanie w 2001 roku zaprosił - Orkiestrę Liceum Muzycznego im. K. Szymanowskiego w Katowicach. Kiedy organizatorzy zapytali, z jakim zespołem wystąpi, Caldi wskazał nastolatków ze Śląska. Razem z nimi uczestniczył w audiencji u Jana Pawła II. Był to pierwszy polski zespół, który wystąpił podczas tego tradycyjnego świątecznego koncertu. Dla młodych muzyków było to jedno z najpiękniejszych wspomnień w życiu.

W tym roku Caldi przyjechał do Polski ze szczególną misją - będzie prowadził cykl koncertów z okazji setnej rocznicy urodzin Nina Roty, innego mediolańczyka, którego twórczość chce rozsławiać. Rota to wybitny kompozytor muzyki filmowej, między innymi do dzieł Felliniego, Zeffirellego, Coppoli czy Viscontiego. To właśnie dlatego podczas rozmowy maestro zaśpiewał piękną melodię z "La strady".

- Rota jest mi naprawdę bliski. Twierdził, że jest reinkarnacją Verdiego, bo urodził się dziesięć lat po jego śmierci - opowiada z uśmiechem Caldi. - A we mnie w takim razie wcielił się wielki dyrygent Toscanini, bo ja też urodziłem się dziesięć lat po jego śmierci, w dodatku sto lat po jego narodzinach. Tym bardziej nie mam wątpliwości, że wybrałem w życiu najlepszą drogę.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto