Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Więźniowie też łamią się opłatkiem [Reportaż MM]

Łukasz Malina
Łukasz Malina
Świece, opłatek, kolędy, sernik i białe obrusy. To widok, jaki zastał nas w Zakładzie Karnym w Zabrzu-Zaborzu. Powód? Osadzeni przeżywali Wigilię.

Długo czekam na wejście. Wokół mnie kilkadziesiąt osób wyczekujących z wielkimi kartonowymi pudłami u boku. Na nich skrupulatnie wypisane imiona i nazwiska ludzi, do których mają trafić. Nie, te osoby to nie kurierzy, nie pracują też na poczcie. To bliscy tych, którzy Święta Bożego Narodzenia spędzają za więziennym murem. Jedna z oczekujących prosi mnie o długopis. Chętnie służę.

Biskup: Może być syf na zewnątrz, ale serce ma być czyste!

W końcu mnie wpuszczają. Strażnik zabiera mi dowód osobisty, wypisuje jakieś dokumenty. Wchodzę, bo już czas. Bo przyjechał już więzienny kapelan i biskup. Moja znajomość z obydwoma dostojnikami na nic się zdaje, muszę czekać na przepustkę.

Ostatecznie, z przepustkowej opresji ratuje mnie kierownik zakładu penitencjarnego, Piotr. To biblijne imię przykuwa moją uwagę. Dzięki uprzejmości kierownika mogę przekroczyć bramę. Jak rzadko kto chcę się dostać do środka. Pierwsi napotkani więźniowie bacznie mnie obserwują. Dziwią się, że tak mi na tym zależy...


fot. Łukasz Malina | Stół wigilijny, jak w domu...

Wraz z więziennym kapelanem oraz biskupem pomocniczym diecezji gliwickiej przekraczamy próg świetlicy, w której iskrzą się zapalone świece. Biel obrusów i ciepłe przywitanie ze strony skazanych oszukują nasze zmysły. Wyprowadzają nas na manowce - gdzie my właściwie jesteśmy? Czy to jakiś dom parafialny? Stowarzyszenie katolickich rodzin? Nie! To nadal ten sam Zakład Karny, w którym osadzonych jest ponad 700 osób. Od kradzieży, przez włamania, aż po morderstwa. Są tu wszyscy.

Po ciepłym przywitaniu i odczytaniu fragmentu ewangelii czas na kazanie. Wyzwania podejmuje się biskup Gerard Kusz. Więźniowie słuchają go, jak zaczarowani. Nawet na chwilę nie spuszczają wzroku z kościelnego hierarchy...

- Przed każdym z nas stoi zadanie, by wyruszyć w drogę z Panem. Przez całe życie gdzieś wędrujemy, Wy akurat trafiliście tu... Jednak, aby spotkać Boga, trzeba coś w tym kierunku zrobić. Wierzcie mi! Może być na zewnątrz syf, chlew i smród, ale w sercu gotowość na przyjęcie Boga! - zwraca się do skazanych biskup. Słuchają, kiwają głowami, przytakują.

Kapelan: Czuję się tu jak w domu!

Po kazaniu nagle wszyscy zrywają się ze swych miejsc. Jak gdyby ktoś rzucił komendę "powstań!". Każdy zgodnie bierze w ręce opłatek i zaczyna się lawina życzeń. Wypowiadają je cichutko, niemalże do ucha. Biskup i kapelan łamią się opłatkiem z każdym, bez wyjątku. Życzenia składa też dyrektor zakładu. Więźniowie zdają się nie wyjawiać swych prawdziwych uczuć. Wciąż szepczą...


fot. Łukasz Malina | Biskup z uwagą wysłuchał każdego z osadzonych.

Podchodzi do mnie jeden z nich. Starszy mężczyzna o ciepłym spojrzeniu. Chwyta moją dłoń, odciągając mnie od wizjera aparatu. - Wszystkiego najlepszego na drodze dziennikarskiej kariery! - rzuca do mnie i częstuje opłatkiem. Skąd wie? Zawstydzony, nie mam pomysłu co odpowiedzieć, więc życzę uprzejmie jak najszybszego wyjścia na wolność. Chyba nierozsądnie. Człowiek ma jeszcze do odsiadki dziewięć lat...

Szybko wracam do aparatu, łamię się jeszcze z kierownikiem, kapelanem i biskupem. Więźniowie proszą mnie, bym uwieczniał chwile, w których życzenia składa im biskup. Chcą mieć pamiątkę.

Po chwili przychodzi spokój. Wszyscy wracają na miejsca. - Miło nam, że możemy się tu z Wami spotkać. Właściwie, to czuję się tu jak w domu - oznajmia kapelan więzienny ks. Tomasz Sękowski, prywatnie mój dobry znajomy. Więźniowie odwzajemniają się śmiechem.

Żebyśmy się tu już nigdy nie spotkali!

Ciasto pyszne, wszyscy wsuwają kawałek po kawałku. Nikt nie grymasi. Z niepokojem zauważam, że właśnie złamałem widelec, na szczęście plastikowy. To z podenerwowania. Wciąż nie mam pewności, czy więźniowie akceptują moją obecność. Wchodzę w ich świat, fotografuję i mam zamiar to opublikować. Nie muszą mnie lubić, zdaję sobie z tego sprawę...


fot. Łukasz Malina | Taka okazja może się już nie powtórzyć...

- Gdzie to będzie? - pyta mnie jeden z nich. - Te zdjęcia znajdą się przede wszystkim w prywatnym archiwum kapelana, część trafi na portal, ale nie martwcie się, nie pokażemy twarzy - tłumaczę. Na co jeden z osadzonych, wyraźnie zdziwiony: - Bez twarzy? Czemu?

Jak na spotkanie opłatkowe przystało, przychodzi czas na wspólne kolędowanie. Ksiądz biskup intonuje: - Gdy się Chrystus rodzi... Więźniowie, jak wprawni chórzyści wiernie kontynuują melodię. Nie fałszują, sprawnie przechodzą na kolejne dźwięki, wersy i zwrotki. Bije od nich ciepło. Odkładam aparat i zaczynam śpiewać wraz z nimi.


fot. Łukasz Malina | Więźniowie otrzymali specjalne kolędowe śpiewniki.

Między kolędami pojawiają się anegdoty, to biskup zarzuca nimi skazanych, jedna za drugą. Są dowcipne, więc zgromadzeni nie powstrzymują się od śmiechu. To nie jest zwykła grzeczność. To coś w rodzaju spotkania ze światem utraconym.

Gdy jest już po wszystkim, kapelan każdemu wręcza pamiątkowy obrazek z wizerunkiem Świętej Rodziny. Na koniec składa życzenia, których pointą jest stwierdzenie: - Najchętniej, życzyłbym Wam, żebyśmy się tu już nigdy więcej nie spotkali. Niektórzy uśmiechają się, ale większość przyjmuje te słowa z powagą i tęsknotą za wolnością. Biskup odbiera prezent w postaci drewnianej figurki. Wyrzeźbił ją jeden ze skazanych. Wychodzimy.

Jest ich siedmiuset, ale modli się kilkudziesięciu...

- W wigilijnym menu więźniom podamy barszcz z uszkami oraz smażonego mintaja. Takie jedzenie otrzymają wszyscy, niezależnie od ich nastawienia do religii - relacjonuje mi kierownik Piotr, ten od bramy.

Z kapelanem i biskupem zaglądamy jeszcze do zakładowej kaplicy. Wokół pełno krzątających się więźniów. Wnikliwie nas obserwują. Na widok duchownych stają niemal na baczność, kłaniają się. Są zajęci sprzątaniem, codziennymi obowiązkami. Mijamy sklep, "fryzjernię" i docieramy do kaplicy. W pomieszczeniu gromadzi się najwięcej kilkadziesiąt osób. Wieczna lampa tli się w drzwiach tabernakulum. Biskup klęka i zaczyna się modlić. Ja robię zdjęcia. W kaplicy jest też zakrystia oraz konfesjonał. Mało intymny, ale kapelan przekonuje mnie, że więźniowie często z niego korzystają.

Wychodzimy przed budynek, spotykam kolegę sprzed lat. Jest tu "klawiszem". Nie pozwala się sfotografować. Uprawiamy "small talk" i szybko się z nim żegnam, bo kapelan każe wsiadać do samochodu, biskup musi odwiedzić jeszcze areszt śledczy...


fot. Łukasz Malina | Głowa Chrystusa dla biskupa.

Pospiesznie szukam przepustki, którą wręczył mi sympatyczny kierownik. Nie mam jej. Sprawdzam każdą z kieszeni. Przez chwilę wyobrażam sobie, że zostaję tu na zawsze. Za murem, ponad którym widać jedynie chmury i pojedyncze promienie słońca... Jest. Znalazłem ją. Znów jestem przy bramie. Tym razem, chcę wyjść. Strażnik odbiera mi przepustkę, a po chwili niepewności, rozkazuje abym wyszedł. Wypełniam polecenie. W głowie ciągle mam śpiew więźniów zgromadzonych przy wigilijnym stole... Piękny śpiew. Prawdziwy.


Tekst powstał dzięki uprzejmości kierownictwa Zakładu Karnego w Zabrzu. Specjalne podziękowania kieruję na ręce ks. Tomasza Sękowskiego oraz biskupa Gerarda Kusza, którzy pozwolili mi podglądać ich spotkanie z pensjonariuszami zakładu karnego.

Wypróbuj działy specjalne w MM:
Architektura | Inwestycje | Sport | Studenci | Moto | Turystyka | Kultura

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto