MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zbója wpuścili do domu. Napad na starsze małżeństwo we wsi Hutka

Teresa Semik
Niewielka wieś Hutka w północnej części województwa śląskiego wciąż żyje napadem na starsze małżeństwo. Ona zginęła na miejscu. On zmarł w szpitalu. Ofiary musiały znać sprawcę. Policja wciąż depcze mu po piętach - pisze Teresa Semik

Syn Stanisławy i Mieczysława M. wyszedł do pracy o szóstej rano. Staruszkowie zostali sami, jak zawsze. Kiedy ktoś zastukał do drzwi, zbliżała się pora obiadowa. Zabójca wszedł do środka, ale co działo się później, można tylko domniemywać na podstawie śladów.

Po południu przyszedł jeszcze sprzedawca z pobliskiego sklepu, który regularnie dostarczał im zakupy. Bramka była otwarta, drzwi wejściowe lekko uchylone. Zakrwawione ciało Stanisławy M. leżało w kuchni, jej mąż leżał w pokoju. Jeszcze żył, gdy zjawił się wezwany lekarz pogotowia ratunkowego. Mijała właśnie godzina 17.00.

Stanisława była w podomce i chustce zawiązanej na głowie, w ręce trzymała ścierkę. Na piecu stał spalony garnek, z którego wykipiała zupa. Lekarze doliczyli się 12 ran tłuczonych głowy, ale to nie te obrażenia były przyczyną zgonu. Śmiertelna okazała się rana kłuta klatki piersiowej i krwotok wewnętrzny. Przecięty kciuk świadczył, że ofiara broniła się przed ciosami. Lekarze określili także czas zgonu - co najmniej sześć godzin wstecz zanim odnaleziono ciało Stanisławy.

Obrażenia jej męża były stosunkowo niewielkie - urazy twarzy, klatki piersiowej, stłuczenie głowy. Mimo to Mieczysław zmarł trzy tygodnie później w szpitalu wskutek niewydolności oddechowej.
Na miejscu policjanci zabezpieczyli ślady linii papilarnych, ślady butów, DNA, a także trzonek noża, który leżał obok ciała Stanisławy. Co stało się z ostrzem?

- Możemy domniemywać, że ostrze wyłamało się z trzonka w czasie silnego uderzenia i sprawca zabrał je ze sobą - mówi Grzegorz Skrzyński z Zespołu ds. Niewykrytych Zabójstw, tak zwanego Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

W całym domu panował bałagan sugerujący, że ktoś czegoś szukał. Może pieniędzy? Jeśli tak, to szukał nie dość dokładnie, bo w szafie pozostała spora gotówka. W portfelu, który leżał na podłodze, między dokumentami było jeszcze 200 zł. Małżonkowie żyli oszczędnie i zgodnie, także z sąsiadami. Pożyczali drobne sumy, jeśli ktoś o nie poprosił. Pieniądze na bieżące wydatki przechowywali na stole pod ceratą i właśnie tam sięgali, gdy trzeba było coś zapłacić, albo ktoś przyszedł w potrzebie. Wiele osób o tym wiedziało.

Drobne pieniądze spod ceraty zniknęły. Dlatego najbardziej prawdopodobny jest jednak napad rabunkowy. Dlaczego sprawca zabił?

- Myślę, że sytuacja wymknęła mu się spod kontroli - wyjaśnia policjant Grzegorz Skrzyński. - Nie chciał zabić, bo przecież przyszedł po pieniądze. Bił ofiary, żeby je zmusić do ich wydania, o czym świadczą liczne rany głowy. Gdyby planował zabójstwo, zapukałby do drzwi z jakimś niebezpiecznym narzędziem, a on posłużył się nożem kuchennym należącym do domowników. Jeśli planował zabójstwo, nie pozostawiłby przy życiu Mieczysława M., a pozostawił. Dlatego sądzę, że zabójstwo nie było zaplanowane.

Kto z siłą uderza nożem w klatkę piersiową, musi liczyć się z tym, że zabija. Nie ma więc wątpliwości, że to było morderstwo, jego kwalifikowana postać. Sprawca zabił w związku z rozbojem. Zgodnie z Kodeksem karnym podlega karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywocia.

Kim był sprawca? Policja raczej nie ma wątpliwości, że był znany pokrzywdzonym. Możliwe, że małżonkowie odmówili mu pożyczki pieniędzy z jakichś powodów. Może nie spłacił poprzedniej? Może chciał na alkohol, więc takich potrzeb nie uznali za zasadne? Gdy zaatakował swoje ofiary, małżonkowie rozbiegli się po domu do różnych pomieszczeń. Liczne ślady na głowie od uderzeń tępym przedmiotem świadczą, że usiłował zmusić ich do wydania gotówki, ale to nie przynosiło skutku, więc wpadł w złość. Chwycił za nóż, który znalazł w kuchni staruszków i którego trzonek pozostał przy Stanisławie.

- Może wystraszył się tego, co zrobił, dlatego uciekł w pośpiechu i dom przeszukał tylko pobieżnie. Wiedział jedynie o pieniądzach pod ceratą - mówi Skrzyński, ale to jest hipoteza.

Małżonkowie mogli rozpoznać sprawcę, jeśli go znali. Dlatego musieli zginąć? Obrażenia na ciele Mieczysława nie były śmiertelne. Może się nie ruszał i sprawca pomyślał, że nie żyje? To tylko domysły, dlatego w toku śledztwa przyjęto kilka wersji zdarzenia. Policja przesłuchała okolicznych mieszkańców i rodzinę. Sprawdziła osoby nadużywające alkoholu, wcześniej karane oraz te, które dopiero opuściły więzienie.

Jeden z sąsiadów w dniu zabójstwa widział przez okno dwóch obcych mężczyzn, którzy wchodzili przez niezamkniętą bramkę na posesję Stanisławy i Mieczysława M. Mieli na sobie pomarańczowe kamizelki. Zachodziła wprawdzie wątpliwość, czy z tej odległości sąsiad mógł widzieć opisywanych mężczyzn, ale biegły tego nie wykluczył. Policja sprawdziła, czy jakieś ekipy prowadziły roboty budowlane bądź leśne, ale bez rezultatu. Żaden inny mieszkaniec nie widział mężczyzn, czy choćby jednego, w pomarańczowej kamizelce.

Rodzina Stanisławy i Mieczysława M. utrzymywała dobre relacje ze swoimi bliskimi. Może jednak ktoś z rodziny miał kłopoty i to morderstwo wiązać należy z porachunkami, zemstą? Jeden z krewnych zeznał, że był śledzony przez nieznanych mu sprawców, którzy podążali za nim autem marki Mercedes. Podany przez niego numer rejestracyjny samochodu nie istnieje. Trop nie doprowadził do sprawcy.

Policja sprawdziła nawet sprzedawcę ziemniaków, który jeździł w tym czasie po domach. Mógł więc trafić do Stanisławy i Mieczysława. Mógł coś widzieć. I ten trop okazał się zgubny. Policja rozpytała lekarzy w okolicznych szpitalach, czy nie udzielili pomocy osobie z raną ciętą. Założyła, że sprawca mógł się skaleczyć w czasie zadawania ciosów nożem. Także bez rezultatu.

Mieczysław M. miał mówić lekarzowi, gdy go pytał, kto mu zrobił krzywdę, że sprawców było trzech, w tym jeden znajomy sąsiad. Prosił ich, żeby go nie bić więcej.

- To nie są wiarygodne informacje. Policja próbowała przesłuchać Mieczysława M., ale nie było z nim żadnego kontaktu - zapewnia Grzegorz Skrzyński.

Motyw finansowy zabójstwa wydaje się najbardziej prawdopodobny. Zabójca wiedział nie tylko o pieniądzach pod ceratą, ale też, że staruszkowie o tej porze dnia są sami, bo syn wyszedł do pracy. Wprawdzie śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy, ale policja nadal prowadzi działania operacyjne. Zabójca powinien czuć jej oddech na plecach.

Kto może wskazać jakiś trop, powinien skontaktować się Archiwum X, telefon: 32 200 29 97.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Grosicki kończy karierę, Polacy przed Francją czyli STUDIO EURO odc.5

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto