Świeżość tego spektaklu zamknięta jest w doskonałej grze aktorów, łączeniu gatunków, ale co najważniejsze - koncepcji montażu, który odbywa się na trzech scenach. Przez to spektakl porusza się bardzo płynnie między emocjami i znaczeniami nie idąc na kompromis w charakterze scen.
Konstrukcja spektaklu ma charakter klamrowy. Otwiera go swego rodzaju archaiczny kondukt, procesja od gigantycznej Postaci, symbolizującej archetypową kobietę - matkę. Postacie w przerysowanych maskach, symbolizujących kobiety w ciąży przenoszą działania na pierwszą scenę.
Scena narodzin to konwulsyjne, bliskie ekstazy ciała trzech kobiet zawieszonych pod sufitem sceny. Jeśli zapamiętasz tą scenę, to akt śmierci przeszyje cię identyczną siłą. Teatr ósmego dnia zachowuje jak zawsze pokorę w obliczu tajemnicy rzeczy (nie wiem czemu obie sceny przywodzą mi na myśl reliefy z Egipskich piramid).
Całe mnóstwo drobiazgów, jak kobiety na spacerze podlewające swoje latorośle, trzepakowe spotkanie przyjaciół - podlotków pięknie połączone z postaciami matek, które jeszcze są, ale prawie ich już nie ma. Wspólne żeglowanie i wypalony przy tym wspólnie "papieros", aż do toastu czwórki dojrzałych przyjaciół lampką czerwonego wina. Taka nieco skoncentrowana, ale z jakże trafnie dobranych elementów układanka, buduje przed widzem obraz przemijania. To takie naturalne przychodzimy, odchodzimy.
Piękna scena kobiety skupionej przy balii nad praniem koszul jest wstępem do rozdzielenia ról życiowych. Kobiet rodzących i wychowujących dzieci i mężczyzn przeznaczonych do walki. Scena żołnierza ćwiczonego przez sierżanta do utraty życia.
Scena, w której na białych płachtach wydobywane są portrety osób nieznanych. Trochę jak anioły zawieszone nad naszymi głowami, pozwala wierzyć, że te osoby wciąż są między nami. W każdym razie dopóki pamiętamy.
Spektakl jest nieustajacą podróżą między scenami, w ostatniej przechodzimy do miejsca, z którego wyszliśmy. Postacie kobiet całkowicie skupione nad praniem koszul przy konstrukcji, która wyrasta w miejscu gdzie wcześniej górowała nad nami postać kobiety-matki. Ten spektakl tak się zakończy, drzewo koszul może rosnąć w nieskończoność.
Wnioski:
Przemijanie jest nieuniknione, nie ma, co wylewać nad sobą łez. Lepiej wypić tego wieczoru z przyjaciółmi lampkę wina za tych, których tylko możemy wspominać. Podobna okazja może się po prostu nie zdarzyć.
MM wspiera i relacjonuje:
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?