Protestujący mają już dosyć podnoszenia czynszów, zawyżania rachunków oraz ciągłych zastraszeń, stosowanych przez prywatnego właściciela. Niosąc transparenty skandowali: "Sprawiedliwości, domagamy się naszych praw! Domagamy się uwłaszczenia mieszkań zakładowych!"
Manifestacja wyruszyła spod mysłowickiego dworca PKP na ul. Powstańców w kierunku Urzędu Miejskiego, gdzie protestujący na czele z Jadwigą Deptą, przewodnicząca stowarzyszenia, wręczyli prezydentowi miasta petycję, w której domagają się pomocy w rozmowach z właścicielem na temat zaprzestania dalszych drastycznych podwyżek czynszu oraz wykupu bloków przez miasto. Prócz prezydenta miasta, petycję otrzymał także przewodniczący Rady Miejskiej oraz prokurator Prokuratury Rejonowej.
Manifestację przebiegającą w pokojowych nastrojach zabezpieczali czuwając nad bezpieczeństwem porządku publicznego policjanci Sekcji Ruchu Drogowego oraz Sekcji Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Mysłowicach.
Mysłowicki magistrat zapewnia: - Los tych mieszkańców na pewno nie jest nam obojętny i zrobimy wszystko co w naszej mocy aby im pomóc.
Bloki przy ul. Mikołowskiej 5-7 należały kiedyś do Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Remontowego Urządzeń Górniczych w Mysłowicach, lecz obecnie od ponad 10 lat znajdują się w rękach prywatnych. Prywatni właściciele budynków domagają się od mieszkańców czynszów w wysokości około 1500 zł bez tzw. mediów. Niektórzy lokatorzy dostali wypowiedzenia najmu z groźbą natychmiastowej eksmisji. Mają czas do stycznia by opuścić lokale, podczas gdy w sądach nadal toczą się sprawy broniące praw lokatorów. Według prawa polskiego od 2002 roku osoby, którym grozi eksmisja, od 1 listopada do 31 marca chroni ustawa mówiąca o okresie ochronnym. Najwyraźniej prawo polskie w Mysłowicach nie obowiązuje.
- Gdyby to były luksusowe apartamenty, to ja rozumiem, a nie nieremontowany od lat, sypiący się wieżowiec - denerwuje się Pan Stanisław, jeden z protestujących.
Lokatorzy czują się oszukiwani, wykorzystywani i pozostawieni sami sobie. Wiele lat walki nie przyniosło żadnych efektów, prócz większego rozzłoszczenia właścicieli. Pomocy szukali już chyba wszędzie - w sądzie, samorządzie a nawet u posłów. Bezskutecznie. Wreszcie zdecydowali się wyjść na ulice z nadzieją na zainteresowanie i bezzwłoczną pomoc.
- Nie mamy już siły, ileż można walczyć z wiatrakami? Nie mamy nic do stracenia - mówi jedna z mieszkanek osiedla.
r e k l a m a :
Wypróbuj działy specjalne w MM: |
Architektura | Inwestycje | Sport | Studenci | Moto | Turystyka | Kultura |
Nowi ministrowie w rządzie Donalda Tuska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?