Nie milkną echa wokół sobotniej manifestacji antyfaszystów w Katowicach. Informowaliśmy już, że na marsz ONR, który ulicami Katowic przeszedł 14 kwietnia czekała kontrmanifestacja antyfaszystów. Do zamieszek doszło na skrzyżowaniu ulic Mickiewicza i Stawowej w Katowicach, gdzie kilkadziesiąt osób protestowało przeciw marszowi ONR. Jak się okazało oficjalnie byli oni uczestnikami legalnej demonstracji na rzecz przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Wiec antyrasistowski, który w tym dniu miał się odbywać pod Teatrem Śląskim, według informacji z urzędu miasta także był zarejestrowany.
Czytaj więcej: Starcia narodowców i antyfaszystów w Katowicach. Kilka osób zatrzymanych [Zdjęcia]
- Urząd może zabronić demonstracji, jeśli jest ona niezgodna z prawem. Zgromadzenie publiczne musi być po prostu do nas zgłoszone i tak też było w przypadku tych dwóch demonstracji - mówi Jakub Jarząbek z katowickiego magistratu.
Osoby, które uczestniczyły w wiecu antyrasistowskim pod Teatrem Śląskim postanowiły przejść na ul. Stawową, gdzie doszło do zamieszek. Zatrzymano ponad 110 osób. Teraz antyfaszyści szykują zbiorowy pozew na policję. Do prokuratury wpłynie zawiadomienie o złamaniu prawa i przekroczeniu uprawnień służbowych. Jak twierdzą uczestnicy demonstracji, na ul. Stawowej doszło do nielegalnej pacyfikacji.
"Policja chciała nas sprowokować"
- Niezapowiedziana interwencja miała sprowokować uczestników demonstracji, po to, żeby policja miała argumenty do pacyfikacji - wyjaśnia Marzena Smolna, przedstawicielka śląskich środowisk antyfaszystowskich. - Największe grzechy policji? Nie podjęli próby rozwiązania demonstracji, a tak powinni się zachować. W zamian za to ją spacyfikowali. Skutkowało to nadużyciem siły i przekroczeniem uprawnień przez policję, dodatkowo nie informowano zatrzymanych, za co byli aresztowani i niehumanitarnie ich potraktowano - dodaje Smolna.
Antyfaszyści nie zaprzeczają, że z ich strony również poleciały butelki. Reakcja policji miała być jednak zbyt ostra. Jak mówią, uczestnicy obu zgromadzeń obrzucili się nawzajem pojemnikami z atramentem, butelkami, petardami. Trwało to 10 minut.
- Wkrótce potem antyfaszyści zostali zaatakowani przez policję. Pobita została dziewczyna, która próbowała rozmawiać z interweniującymi. Policja cały czas próbowała sprowokować uczestników manifestacji. Zastosowano strategię spałuj i zamknij, a będziesz miał problem z głowy - tłumaczy w imieniu środowisk antyfaszystowskich Anna Zając. - Ludzie byli spychani pod budynki, bici pałkami i kopani. Nie obyło się bez wyzwisk i obrażania. Zatrzymania najpierw tłumaczono tym, że osoba, która rzekomo uderzyła policjanta uciekła w tłum i trzeba zastosować odpowiedzialność zbiorową. Potem mówiono, że zakłócamy porządek publiczny - dodaje Anna Zając.
Zdaniem antyfaszystów niedopuszczalne jest to, że marsz narodowców z banerami „Śmierć wrogom ojczyzny” przeszedł ulicami Katowic, a wiec z hasłami antyfaszystowskimi został sprowadzony do ulicznej burdy.
- Policja nie pozwoliła nikomu opuścić miejsca zgromadzenia. Policyjni tajniacy próbowali też prowokować starcia z funkcjonariuszami - mówi Zając.- Około godziny 15:00 sprowadzono policyjny autobus, do którego wprowadzano uczestników demonstracji. - Zatrzymani antyfaszyści nie stawiali oporu, pomimo tego byli przewracani na ziemię, podduszani i skuwani w kajdanki. Jeden z funkcjonariuszy obiecywał skutemu w kajdanki antyfaszyście sparing na komendzie - mówi Zając.
"Upchnięto nas w celach bez wody i jedzenia"
Kolejny z zarzutów antyfaszystów to niehumanitarne traktowanie zatrzymanych oraz przetrzymywanie ich w złych warunkach.
- W przepełnionych celach znalazły się osoby przypadkowe, nie powiadomiono ludzi, za co zostają zatrzymani, wprowadzano ich celowo w błąd przy przyjmowaniu mandatu - straszono, że jeśli go nie przyjmą to zostaną w areszcie albo trafią pod sąd dwudziestoczterogodzinny. Policja nas wyzywała i ubliżała nam - mówi Anna Zając. - Zatrzymanych upychano w celach, bez wody i jedzenia, trzymano nas tam przez około 8 godzin, a korzystanie z toalety było uzależnione od dobrego humoru klawisza. Protokoły z zatrzymania otrzymaliśmy dopiero po przyjęciu mandatu, co jest niezgodne z prawem - dodaje Zając.
Według relacji zatrzymanych policja odmówiła pomocy dziewczynie chorej na astmę. - Miała atak w policyjnym zatłoczonym autobusie - mówi Zając.
Przykładów takiego typu zachowań w relacjach uczestników było więcej. - Upchnięto nas w bramie zablokowanej przez policjantów, moja dziewczyna zaczęła omdlewać, podszedłem do policjanta z pytaniem czy mogę wyjść do sklepu i coś jej kupić do zjedzenia, ale usłyszałem, że mnie nie wypuszczą i że mogliby wezwać pogotowie, ale tego nie zrobią, bo pewnie ona udaje i chcemy uciec – mówi MM Silesii Maciej Gramś.
Uzbrojeni w noże i pałki
Przy demonstrantach znaleziono niebezpieczne przedmioty takie jak noże czy pałki. Przedstawiciele środowisk antyfaszystowskich twierdzą, że była to demonstracja otwarta, a formy protestu bywają kontrowersyjne.
- Ślązacy sami musieli sprzeciwić się neofaszystom, jeśli nie zareagowały na to władze. Z jakimi intencjami każdy przychodził na manifestację – tego wiedzieć nie mogę – mówi Marzena Smolna.
Również postronni obserwatorzy dopatrują się w działaniach policji wielu nadużyć. - Jako niezależny obserwator będę składał pozew o niehumanitarne traktowanie uczestników manifestacji, konwojowanie zatrzymanych niezgodnie z przepisami, zatrzymanie również było niezgodne z przepisami, ponieważ manifestacja była legalna. Co więcej podczas marszu ONR zauważyłem brak reakcji policji na znieważenie flagi narodowej - mówi Ariel Trząski, społecznik.
Policja: zaatakowali nas pierwsi
Policja sprawę komentuje krótko – agresywne zachowanie demonstrujących na ul. Stawowej spowodowało zdecydowane działania funkcjonariuszy.
- Zaatakowali jako pierwsi. W stronę policjantów poleciały butelki i inne przedmioty. Bzdurą jest mówienie o tym, że doszło do pacyfikacji. Każdy z zatrzymanych otrzymał protokół i nieprawdą jest, że przyjęcia mandatów były wymuszane - mówi Jacek Pytel z katowickiej policji.
- Przy demonstrantach znaleziono niebezpieczne narzędzia, byli oni także informowani, że są zatrzymani za zakłócanie porządku publicznego. W areszcie traktowani byli jak każdy inny zatrzymany. Nie słyszałem o przypadku, żeby policja nie udzieliła pomocy komuś, kto się źle poczuł. Kolejnym kłamstwem jest to, że policjanci w cywilu prowokowali manifestujących - mówi Pytel.
Policja więcej sprawy komentować nie chce. - Żyjemy w wolnym kraju, każdy ma tu prawo składać skargę na kogo chce - mówi Jacek Pytel z katowickiej policji.
W sprawie głos zabiera także ONR. Jak mówią, ich marsz był pokojowy.
- Marsz w rocznicę powstania ONR miał charakter wyłącznie pokojowy. Jedyny incydent na trasie marszu został wywołany przez środowiska związane ze skrajną lewicą – mówi Przemysław Holocher z ONR.
xxxx
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?