Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad na Boże Narodzenie: Jak student Boga w Panewnikach szuka?

Łukasz Malina
Łukasz Malina
Z franciszkaninem, ojcem dr Boguchwałem Orczykiem z panewnickiej bazyliki rozmawiamy o duchach w akademikach, wierze studentów, o ich sposobie na przeżycie Świąt Bożego Narodzenia oraz o tym, czy potrzebny jest im Bóg.

Rozmawiali: Jacek Tomaszewski i Łukasz Malina


Co sprawiło, że zdecydował się ojciec na pracę w charakterze duszpasterza młodzieży akademickiej?

- Z młodzieżą pracuję już od 15 lat. Od 8 lat zajmuję się głównie studentami. Trafiłem tu, ponieważ polecił mnie mój poprzednik, ojciec Mateusz. Zrobił ze mną mały wywiad, upewnił się czy się nadaję do tej roboty. No i tak wtopiłem… (śmiech)

Z jakich środowisk wywodzą się młodzi ludzie, z którymi pracuje ojciec na co dzień i w jaki sposób zakonnicy są w stanie przyciągnąć ich do Franciszkańskiego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego? Bo studenci nie mają chyba obowiązku, by tu przychodzić?

- Przede wszystkim pracujemy w ramach parafii, na której terenie znajduje się najwięcej akademików należących do rozmaitych uczelni. Są to między innymi: Uniwersytet Śląski, Śląski Uniwersytet Medyczny, Śląski Uniwersytet Ekonomiczny, łącznie 9 akademików wypełnionych studentami po brzegi! Naturalną konsekwencją naszej misji jest to, że obejmujemy te miejsca troską duszpasterską.

Troską duszpasterską? Jak ona wygląda? Puka ojciec do drzwi studenta i mówi, że chce się o niego zatroszczyć?

- Tak też bywa! Tak dzieje się gdy mamy do czynienia ze zjawiskiem znanym, jako kolęda… Ono właśnie się zbliża, będę odwiedzać studentów od 5 stycznia, przez dwa tygodnie. Oczywiście, w akademikach bywam o wiele częściej, z najróżniejszych powodów. Jednym z takich najważniejszych jest to, że nasz arcybiskup Damian Zimoń erygował na terenie akademików drugi nasz ośrodek. Właściwie jest to jedno pomieszczenie, w DS1, w którym spotykamy się raz w tygodniu. Ponadto mamy do dyspozycji cztery sale w podziemiach klasztoru, gdzie na studentów czekamy codziennie.

Codzienne spotkania? Czy studenci znajdują na to czas? Czy studenci mają czas dla Boga, czy potrzebny im rozwój duchowy?

- Znajdują i nie znajdują… Ci, którzy chcą, szukają, to znajdują. Dopiero co mieliśmy tu taką grupę, która brała udział w naszych rekolekcjach. Grupę liczną, bo według naszych szacunków było to co najmniej 500 osób, czyli można uznać, że co czwarty student zamieszkujący akademiki przyszedł do kościoła. Taki zryw wśród młodzieży akademickiej obserwujemy dwa razy do roku, podczas rekolekcji wielkopostnych oraz adwentowych. Przychodzą do nas, bo zaciekawi ich temat, bo wolą spędzić nietypowo czas, bo to szansa na zawiązanie nowych przyjaźni. Najczęściej poruszamy tematykę egzystencjalną, czyli Bóg w życiu codziennym. Tylko raz w tygodniu skupiamy się stricte na Biblii.

Czy spotkania prowadzone są tylko przez osoby duchowne, czy dopuszczacie do głosu także świeckich?

- Staram się zapraszać przeróżne osoby, jednak jestem związany funduszami, dlatego nie zawsze udaje mi się przyciągnąć tych ludzi, których w danej chwili nam potrzeba. W ubiegłym roku mieliśmy trzy cykle tematyczne. Między innymi w ramach przygotowania do małżeństwa – cykl psychologiczny, drugi czysto religijny, ale prowadzony przez osoby świeckie oraz spotkania na temat Kościoła, którym przewodził profesor, który na co dzień wykłada w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W tym roku prowadziliśmy spotkania poświęcone technikom komunikacji. Wiedz na ich temat przydaje się chociażby w życiu małżeńskim…

Spotkaliśmy się, bo chciałem od ojca usłyszeć, jak studenci przeżywają Boże Narodzenie? Czy w ogóle przeżywają? Czy przekonuje ich ojciec do poszanowania tradycji?

- Co roku w związku z Sylwestrem i Bożym Narodzeniem prowadzimy kilka atrakcyjnych z punktu widzenia studenta akcji. Dopiero co skończyliśmy wielką akcję świętego Mikołaja. 50 studentów wędrowało po wszystkich akademikach i zbierało datki dla katowickich domów dziecka. Mamy już za sobą spotkanie opłatkowe, na które przyszła setka młodych ludzi i z trudem mieściliśmy się w naszej sali. Żacy chętnie też adorują przy żłóbku. Ze studentami i z myślą o nich przygotowujemy także wspólną imprezę Sylwestrową, umożliwiamy także wyjazd na sylwestrowe spotkania organizowane przez braci z Taize.

Mówimy o Bożym Narodzeniu, o czymś co podlega przede wszystkim kwestii wiary, czy spotkał ojciec studentów, którzy nie wierzą? Religia to bajka, mit, czy jednak coś dla studentów?

- Takich osób, ateistów, jest całe mnóstwo – zwłaszcza w akademikach. Dlatego nasza obecność jest dla nich znakiem. Możliwość kontaktu. Zawsze każdego zaczepiam, pytam, zapraszam i informuję. Niezależnie, czy wierzą, czy nie… Wspomniałem, że zbliża się kolęda i o dziwo ci, którzy do nas nie przychodzą, chętnie ją wpuszczają, bo chcą porozmawiać! Zwłaszcza po wypiciu… (śmiech) Całe szczęście, od dwudziestu lat nie musimy działać w konspiracji, więc z tego cieszymy się najbardziej.


Czytaj również: Śląskie zwyczaje bożonarodzeniowe

No właśnie, nie musicie działać w ukryciu, to może i studenci mniej doceniają Wasze starania?

- No pewnie. Wtedy to było zjawisko społeczne, Kościół był uciskany, więc opozycja lgnęła do niego. Teraz mamy wolność i o wiele więcej możliwości spędzenia czasu…

Największy ojca sukces na polu ewangelizacji młodych?

- Nie ma tu jakichś spektakularnych osiągnięć. Wszystko opiera się na rozmowie, której młody człowiek może potrzebować. Studenci sięgają po tę możliwość kontaktu z nami zazwyczaj wtedy, gdy dotyka ich coś przykrego, umiera im ktoś bliski. Wtedy zaczynają się zastanawiać nad sensem życia. Z ciekawszych wydarzeń, mogę wymienić coś, co przytrafiło się nam przynajmniej trzy razy. Otóż, mieliśmy w akademikach do czynienia z duchami! Przy okazji kolędy, to było pięć lat temu, panowie mówią mi, że coś u nich straszy... Z ich relacji wynikało, że sytuacja trwała od połowy roku. Zjawiska, które obserwowali ci chłopcy miały wymiar fizykalny. Z szafki kuchennej wypadały noże, widelce, naczynia, coś lub ktoś krzątało się po kuchni. Początkowo myśleli, że to koledzy za ścianą powodują taki rumor, ale gdy zorientowali się, że przedmioty same się poruszają na ich oczach, nie mieli wątpliwości, że to coś nadprzyrodzonego. Porozmawialiśmy o tym zdarzeniu i szybko okazało się, że trójka studentów ma bardzo głęboką wiarę w Boga i życie pozagrobowe. Zaczęliśmy się modlić za dusze zmarłych. Zwłaszcza za pewną dziewczynę, która w zginęła w tym samym akademiku. Od tamtej pory duch się uspokoił… W innym przypadku zetknąłem się z sytuacją pewnej dziewczyny, w której pokoju przesuwały się butelki, woda samoczynnie wyciekała z kaloryferów oraz kranów, nie pomagała interwencja hydraulika. Dopiero, gdy do niej dotarłem, okazało się, że jest skrajnie niewierzącą osobą i to było jej problemem. Okazało się też, że te paranormalne zdarzenia były jedynie pretekstem do tego, by zaczęła zastanawiać się nad wiarą w Boga. Powiedziałem jej, że ma słabą wiarę, to pomogło.

To niesamowite, o czym ojciec opowiada… Czy zatem zdarzyło się ojcu odczuć kiedykolwiek na własnej skórze obecność jakiejś istoty nadprzyrodzonej w swoim pobliżu? Skąd u wielu ludzi fascynacja duchami?

- Myślę, że odpowiedź jest tu w miarę oczywista. Oddzielając strefę sacrum od okultyzmu mam pewność, że kontakt z Bogiem jest bardzo łatwy. To Jego obecność można wyczuć najczęściej, wystarczy w myślach porozmawiać o swoich problemach. Tego doświadczam wielokrotnie. Zaś, jeśli chodzi o strefę fascynacji światem umarłych, dotyka ona co raz to nowszych dziedzin naszego życia. Wynika to z prostej przyczyny, człowiekowi współczesnemu nie wystarczają narzędzia techniczne, szuka czegoś więcej, ale nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie ryzyko na siebie ściąga. Pośrednio wynika to także z braku wiary człowieka w siłę rozumu. Skoro rozum nie uchronił ludzi przed tragedią wojen światowych, to znaczy, że trzeba poszukać czegoś innego i tu zaczyna się błędne myślenie. Na tym żerują chociażby sekty, które obiecują swoim członkom cuda, które polegają jedynie na bezmyślnym wchodzeniu w świat duchów. Kościół podchodzi do tych spraw z należytym szacunkiem, ale także i racjonalizmem, o którym nie wolno zapomnieć. Na Uniwersytecie Śląskim jest taka pani profesor, która podczas wykładów z psychologii przekonuje studentów do niepotwierdzonych żadnymi dowodami teorii. Studenci opowiedzieli mi, jak ich przekonuje, że to, że teraz kaszlą to tylko wytwór ich umysłu, a nie wina wirusów… I jeśli mocno wmówią sobie, że są zdrowi, to kaszleć przestaną. To budzi niepokój.

Czytaj również: Kto przynosi prezenty pod choinkę?

A czym posługuje się Kościół, jeśli nie obietnicą czegoś niepotwierdzonego? Czegoś, w co można tylko wierzyć?

- Owszem, zgadza się. Nasza wiara polega na obietnicy, ale przekazanej przez wiarygodne źródło. Dokumenty historyczne potwierdzają istnienie Jezusa, doświadczamy wielu namacalnych cudów, ale nie o to chodzi w nauczaniu Kościoła. To bardziej coś w rodzaju opowieści przekazywanej w darze przez kolejne pokolenia, jak historia opowiedziana przez kogoś tak wiarygodnego jak babcia, czy dziadek. To wbrew pozorom bardzo racjonalne. Wierzymy żonie, mężowi. Wierzymy, że autobus przyjedzie… W przypadku chrześcijaństwa mamy do czynienia z opisanymi faktami i to na nich opieramy swoją wiarę. Problemem nie powinno być to, że żyjemy kilkadziesiąt pokoleń później i pewnych spraw nie mogliśmy sprawdzić na własne oczy. Opowieść o nich przekazały nam poprzednie pokolenia, które uznajemy za wiarygodne.

Czy nie boli ojca to, że wiara chrześcijan często wkładana jest pomiędzy mity rodem ze starożytnej Grecji, czy Rzymu?

- Może i boli, ale coraz mniej. To, że ktoś tak myśli, nie jest czymś za co powinienem go winić. Nie powinienem się też z tego powodu smucić. Moim zadaniem jest poszukanie jakiejkolwiek innej płaszczyzny, na której ja będę mógł do tego człowieka dotrzeć. Proszę bardzo, nie chcesz rozmawiać o Bogu, wierze i Kościele, pogadajmy o czymś innym. To proste. Zresztą, pamiętajmy, że Jan Paweł II miał wielu przyjaciół wśród osób niewierzących, zdeklarowanych ateistów, a mimo to ani oni nie odwracali się od niego, ani on nie zapominał o nich. To jasne, że o wiele bardziej uniwersalną płaszczyzną poznania prawdy o naszym przeznaczeniu jest nasze człowieczeństwo.

Czy nie ma ojciec wrażenia, że wiara w Boga jest jakimś ukrytym talentem, którym nie zostaliśmy obdzieleni po równo?

- Ależ oczywiście! Dokładnie tak jest. Jedni czują obecność Boga bardzo wyraźnie, inni muszą się do niej przekonać. To tak samo, gdy ktoś jest dobry w jakiejś określonej dziedzinie życia, jest świetnym piłkarzem, piosenkarzem, czy naukowcem. Nie każdy z nas może uprawiać te profesje i podobnie jest ze zdolnością do wiary.

Czyli, że niektórzy nie posiadają tej zdolności i tylko dlatego nigdy nie uwierzą w Boga?

- Ma pan dużo racji w tym stwierdzeniu. Zdolność wiary, to w języku Kościoła dar od Boga. Ale sprawa wygląda podobnie, jak z grą na skrzypcach. Ktoś może mieć talent, ale go zawali i nigdy nie zostanie wirtuozem. Dlatego w rozwijaniu wiary potrzebne jest świadectwo. Z biblii wiadomo, że polegać ono może na słownym przekazie o jakichś wydarzeniach, czy postawach, ale obecnie mamy do wyboru także wiele czytelnych postaci-wzorców z naszego otoczenia. Wystarczy wymienić Matkę Teresę z Kalkuty, czy Janinę Ochojską… To współczesne świadectwa, które innym pomagają rozwijać zdolność do wiary w Boga.

Marco Politi, znany watykanista ogłosił ostatnio koniec ery Jana Pawła II. Chodziło mu o zmianę na stanowiskach administracyjnych, z których odchodzą ostatni hierarchowie powołani przez polskiego papieża. My jakiś czas temu obserwowaliśmy jeszcze ogromny zachwyt postacią Jana Pawła II, mówiło się o Pokoleniu JPII, czy to też już się skończyło? Czy młodzi pamiętają jeszcze polskiego papieża?

- To trudne do rozstrzygnięcia. Niemniej, w historii Kościoła wiele narodów miało już swoich papieży. Nam dane było doświadczyć tego dopiero w XX wieku. Obecny papież pochodzi z Niemiec, a wiadomo, że Niemcy mieli ich już całkiem sporo. Pytanie brzmi, czy Niemcy dobrze wykorzystują ten czas? Podobnie było w naszym przypadku. Jan Paweł II przez wiele lat był dla nas żywą inspiracją, ale i pomnikiem, który uwielbialiśmy. Teraz przychodzi czas na działania, które nie są już tak rzucających się w oczy monumentem. Chodzi bardziej o to, by wdrażać w życie postawy, do których zachęcał polski papież i w tym sensie Jan Paweł II wciąż jest wśród nas obecny. Określenia typu Pokolenie JPII nie są nam do niczego potrzebne, jeśli wcielimy w nasze życie naukę papieża-Polaka. Z młodzieżą często analizujemy jego teksty, zastanawiamy się nad sensem jego nauk, ale bardziej staramy się obrócić to w czyn, niż tylko poprzestawać na czystej teorii. Teraz nie ma już na to czasu. I od tego, w jakim stopniu uda nam się jego mądrość przenieść do rzeczywistości zależy, czy będziemy o polskim papieżu pamiętać jedynie wtedy, gdy zobaczymy jego pomnik, czy ulicę nazwaną jego imieniem…

Rozumiem. Czy może ojciec wyjawić, o czym najczęściej rozmawiacie ze studentami?

- Pewnie, że mogę, bo to żadna tajemnica. Młodzi ludzie przychodzą z najrozmaitszymi pytaniami, wątpliwościami i życiowymi niepowodzeniami. Tematy osobiste dominują nasze spotkania. Nie rozmawiamy jedynie o wierze w Boga i życiu Kościoła. W naszych rozmowach pojawiają się także tematy typowe dla życia studenckiego. Razem wyjeżdżamy na dni skupienia, śpiewamy piosenki, spożywamy posiłki. Wszystko to pozwala nam zaspokoić potrzebę przyjaźni, obcowania z drugim człowiekiem na płaszczyźnie nieco innej od tej materialnej, codziennej.

Przychodzi do ojca ateista, który chce dowodu na istnienie Boga, co mu ojciec „robi”?

- Dobrze pan trafił. Miałem kiedyś taki przypadek, że przyszedł do mnie student, bodajże piątego roku i poprosił mnie, żebym mu pokazał Jezusa, skoro tyle o nim mówię. Odpowiedziałem, że nie ma problemu, zaraz go do Niego zaprowadzę! Student nie dowierzał, że rzeczywiście mogę to zrobić, ale ja nie kłamałem. Szliśmy bardzo długo, rozmawialiśmy o życiu, aż w końcu zaprowadziłem go do kaplicy, w której znajdowało się tabernakulum. To dla mnie Chrystus, czeka tam na mnie każdego dnia. To trudne, by zrozumieć, że to nie jest opłatek, że to nie jest wino… Tu właśnie z pomocą przychodzi wiara. Moja podpowiedziała mi tak oczywistą odpowiedź, że obaj trafiliśmy właśnie do wspomnianej kaplicy. Chłopak podziękował mi. Do dziś sporadycznie spotykam go na ulicach Katowic, jest porządnym człowiekiem, radzi sobie w życiu. O drogę do Chrystusa już nie pyta…

Mamy Święta Bożego Narodzenia za pasem… Studenci przychodzą na Pasterkę?

- To są jedynie rzeczy takie widowiskowe, folklorystyczne. Nie raz widzę, gdy grupa młodych osób stoi podczas Pasterki pod kościołem, z daleka czuć od nich alkohol, a jedyne co ich tu przyciąga to właśnie ów folklor, barwne przedstawienie. To nie ma nic wspólnego z wiarą i nie cieszy nas to, jeśli ktoś przychodzi tylko raz w roku na mszę świętą.

Ale czy okres Bożego Narodzenia to nie jakaś forma mistycyzmu, jakże cennego dla tych młodych ludzi, którzy są często nieco obok spraw religijnych?

- Powiem raz jeszcze, może trochę za ostro, że to żaden mistycyzm. To folklor! I nie ma to nic wspólnego z Bogiem i duchowością.

Jeśli miałby ojciec czegoś sobie życzyć? Albo też swoim studentom, wśród których są pewnie użytkownicy naszego portalu?

- Szybkie pytanie, ale nad odpowiedzią wypadałoby się nieco zastanowić. Wczoraj mieliśmy spotkanie opłatkowe, podczas którego po raz pierwszy zdarzyło mi się unikać życzeń banalnych. Byłem nieco zmęczony po całym dniu pracy, więc chciałem żeby moje życzenia były krótkie, ale i niebanalne. I obok dwóch, trzech podstawowych wartości życzyłem każdemu Jezusa! Tak, Jezusa. Dokładnie tak, jak widzę to oczami mojej wiary. Nie ma niczego piękniejszego dla człowieka, niż spotkanie z Jezusem. Poza tym, każdemu życzę jednego: bądź człowiekiem. W swym podstawowym humanistycznym znaczeniu. Bądź nim i nie zamykaj się na innych. Żyj na maxa, na maxa bądź człowiekiem! Hasłem naszych niedawnych rekolekcji było sformułowanie: „Szalona miłość”. Życie to szaleństwo miłości! Dlatego trzeba wykorzystać wszystkie atuty życia. Nieważne, czy wierzysz, czy nie – żyj tak dobrze, jak tylko potrafisz. O tym mówi między innymi Pismo Święte. Tego właśnie życzę!


Sprawdź stronę FODA:

Franciszkański Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego w Katowicach-Panewnikach.


Wypróbuj działy specjalne w MM:
Architektura | Inwestycje | Sport | Studenci | Moto | Turystyka | Kultura

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto