MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jan Furtok znów chce podać naszej kadrze pomocną dłoń

Hubert Zdankiewicz
Jan Furtok (z lewej) to żywa legenda GKS-u Katowice
Jan Furtok (z lewej) to żywa legenda GKS-u Katowice fot. zygmunt wieczorek
- Nikt mnie nie wciskał Smudzie na siłę - zapewnia Jan Furtok. Nie da się jednak ukryć, że jego nominacja na dyrektora sportowego reprezentacji Polski była zaskoczeniem, bo murowanym kandydatem do tej funkcji wydawał się być Marek Koźmiński.

Złośliwi, których w naszym kraju nie brak, od razu wysnuli teorię, że decydujące okazały się względy finansowe. Zagadnięty o to przez jednego z dziennikarzy prezes PZPN Grzegorz Lato stwierdził co prawda ze śmiechem, że Furtok na pewno będzie zarabiał więcej od pytającego, ale wtajemniczeni wiedzą swoje. Nieoficjalnie wiadomo, że zgodził się pracować za 15-20 tys. zł miesięcznie, Koźmiński chciał ponoć ok. 50 tys.

Prezent od Dziurowicza

Inni uważają z kolei, że Furtok po prostu nie nadaje się na to stanowisko. Z opowieści ludzi, którzy znają go bliżej, wyłania się obraz sympatycznego i dowcipnego człowieka (zdążył już błysnąć po nominacji, kiedy na pytanie o języki obce stwierdził, że najlepiej zna śląski). Dobrego kolegi, który nigdy nie zostawi w potrzebie, ale niekoniecznie dobrego działacza. O takich jak on mówi się: swój chłop. - Nie mam pojęcia, jakim jest organizatorem. Trudno mi więc powiedzieć, czy poradzi sobie w nowej roli, gdy będzie musiał rezerwować hotele, załatwiać przeloty i sparingi ? W GKS-ie Katowice byli od tego inni - mówi jeden z jego byłych współpracowników.

Jedno nie ulega za to wątpliwości - Jan Furtok był dobrym piłkarzem. Jak na nasze dzisiejsze realia nawet wybitnym. Prawdziwą legendą GKS-u, w którym występował w latach 1977-88, a zdobył m.in. wicemistrzostwo i Puchar Polski (w 1986 roku).

Ten ostatni, po niezapomnianym finale z Górnikiem Zabrze. Faworytem rozgrywanego na Stadionie Śląskim w Chorzowie meczu byli bezkonkurencyjni wówczas w lidze rywale katowiczan, którzy jednak zostali dosłownie rozbici. GKS wygrał 4:1, a trzy bramki zdobył właśnie Furtok. W nagrodę Marian Dziurowicz (wówczas wiceprezes klubu) załatwił dla każdego piłkarza... magnetowid.

Ręka, choć nie Boga

Świetnie radził sobie również po opuszczeniu naszego kraju. W Hamburgerze SV, dokąd trafił w 1988 roku, stworzył świetny duet z Thomasem Dollem. W sezonie 1990/91 Furtok z 20 golami został nawet wicekrólem strzelców Bundesligi. Później grał jeszcze w Eintrachcie Frankfurt.

Gorzej radził sobie tylko w reprezentacji. Rozegrał w kadrze 36 razy i strzelił 10 goli. Jeden z nich przeszedł do legendy. Ten zdobyty ręką w meczu el. MŚ z San Marino (w 1993 r.), wygrany przez biało-czerwonych... 1:0. Skopiował tym wyczyn słynnego Diego Maradony. Z tą różnicą, że nigdy nie opowiadał dyrdymałów i nie tłumaczył, że była to np. ręka Boga. - Ręka była moja. Odruch. Po prostu. Dopiero w domu zobaczyłem, jak padł ten gol - zapewniał po latach, w rozmowie z naszą gazetą. - Stało się, jak się stało, nie było w tym wielkiej krzywdy, bo ostatecznie ani oni, ani my, nie awansowaliśmy na mundial - dodał. Przyznał również, że nie znosi, gdy przypomina mu się tamten mecz.

Choć kibice w Polsce szybko mu wybaczyli. Jego ręka uratowała nas przecież przed totalną kompromitacją, jaką byłby remis z drużyną złożoną z kelnerów i listonoszy. Dziś źle wspominają Furtoka chyba tylko polscy sędziowie, bo był jednym z największych w całej lidze specjalistów od wymuszania rzutów karnych. Niektórzy są zdania, że robił to nie gorzej niż słynny na cały świat symulant - Włoch Filippo Inzaghi.

O wiele lepsze zdanie mają o nim media. Wszystko dlatego, że mimo prawie 38 lat (kończy w marcu) nie stracił kondycji, techniki i snajperskiego nosa, co udowadnia na turniejach dla oldbojów i amatorów. Kiedyś np. dołączył do zespołu Orłów Górskiego, które zdeklasowały reprezentację polskich... dziennikarzy (wygrały 10:3, a Furtok strzelił osiem bramek). Innym razem wcielił się z kolei w żurnalistę i walnie przyczynił do zwycięstwa nad drużyną złożoną z przedstawicieli angielskich mediów. Rywale nie zgłaszali pretensji, bo... sami przywieźli ze sobą kilku byłych piłkarzy.

Prezes to brzmi dumnie

Zdania są za to podzielone w kwestii oceny jego pracy jako działacza. Do GKS-u ściągnął go w 2005 roku Piotr Dziurowicz, który radził sobie jednak o wiele gorzej w roli prezesa niż jego ojciec. Klub tonął w długach i właśnie spadał z ekstraklasy. Potrzebny był ktoś ze znaną twarzą, która ściągnie do klubu spon-sorów. Furtok nadawał się idealnie, został więc dyrektorem sportowym (przez chwilę był trenerem, ale musiał zrezygnować, bo nie miał licencji).

Z szukaniem sponsorów szło mu tak sobie. Po bankructwie GKS-u to jednak właśnie Furtok uratował klub przed całkowitym upadkiem. Dogadał się z prezesem Śląskiego Związku Piłki Nożnej i załatwił, że katowiczanie wylądowali w IV lidze, a nie w B-klasie. Po dymisji Dziurowicza (odszedł po słynnym wywiadzie, od którego zaczęła się w Polsce afera korupcyjna) przejął po nim stanowisko.

Średnio sobie na nim radził. GKS-em rządziło tak naprawdę stowarzyszenie kibiców, a on był tylko twarzą przedsięwzięcia. Dał się w związku z tym wmanewrować w kilka nieprzemyślanych akcji. Choćby w bunt katowickich klubów, które niezadowolone z nie dość wysokiej (ich zdaniem) pomocy finansowej miasta, odpruły ze swoich koszulek miejski herb. Pod przesłanym do ratusza protestacyjnym faksem był podpisany również Furtok, który dowiedział się o tym od dziennikarzy.

Kontrowersje budziły również okoliczności, w jakich podał się wiosną 2009 roku do dymisji. Zrobił to na znak protestu, bo obawiający się o własne posady członkowie stowarzyszenia nie zgodzili się na przekształcenie klubu w spółkę i wejście sponsora strategicznego - firmy Centrozap. Dzień później wyszło na jaw, że będzie kierował spółką CentroPromSport, której właścicielem jest... Centrozap.

Furtok nie widzi w tym jednak nic złego. Denerwują go też opinie, że sobie nie poradzi. - Będę chciał udowodnić, że swój chłop może być dobrym dyrektorem. Postaram się wszystko "pochytać" - przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto