Latę poparło 55 delegatów, 17 było przeciw, 7 się wstrzymało. Opozycja domagała się głosowania tajnego, jednak mecenas Andrzej Wach, dyrektor departamentu prawnego PZPN, zbombardował ten wniosek, twierdząc, że statut dopuszcza wyłącznie jawny sposób oddawania głosów.
Lato od kilku dni uśmiechał się, słysząc głosy buntowników nawołujących do zmian. To jednak tylko pozory, bo przestraszył się nie na żarty. Wykonał dziesiątki telefonów, by zdobyć głosy niezdecydowanych. Ostatnie negocjacje odbyły się w sobotę podczas obchodów 90-lecia PZPN.
- Skoro zarząd organizuje imprezę, to ja zrobię swoją - mówił Greń. I udało mu się przeciągnąć na swoją stronę co najmniej kilku delegatów. Pierwszy pokaz sił miał miejsce podczas głosowania nad wyborem przewodniczącego obrad. Prace nad tym punktem miały zająć kilka minut, a trwały trzy godziny. Opozycja zgłosiła Jarosława Ostrowskiego z Legii. Grupa popierająca zarząd wystawiła lojalnego Zdzisława Łazarczyka, prezesa Mazowieckiego ZPN. Obóz Laty nie spodziewał się, że w dwóch pierwszych głosowaniach padnie remis: obaj kandydaci uzyskali po 48 głosów. Buntownicy w kuluarach poddawali w wątpliwość sposób liczenia głosów. Wprost przyznawali, że wyniki zostały wypaczone. - Będziemy analizować zapis wideo, bo mamy poważne wątpliwości - mówił Kazimierz Greń.
W końcu, podczas trzeciego głosowania, zwyciężył Łazarczyk W tym momencie opozycja straciła entuzjazm. Na korytarzach hotelu Sheraton Greń i jego koledzy przyznawali zniechęceni, że nie będą w stanie osiągnąć sukcesu podczas absolutorium.
Było też dużo kabaretu, do czego przyzwyczaili się już obserwatorzy zebrań PZPN. Nie mogło zabraknąć wystąpienia Zbigniewa Lacha z Krakowa, który rozbawił salę kilkoma bon motami. - Proszę nie mylić krytyki z krytykanctwem - mówił Lach. Niby zgadzał się z postulatami opozycji, ale stwierdził, że Lato zasłużył na razie tylko na żółtą, a nie czerwoną kartkę.
Długo oczekiwanym momentem było wystąpienie Grenia. Lider buntowników w emocjonalnym przemówieniu wylał wszystkie żale.
- Panie Lato, w pana oczach pojawił się strach, bo widział pan ludzi, którzy chcą zmian. Dałem się złapać na pana lep. Pomogłem panu wygrać wybory. To był błąd i się do niego przyznaję. Też brałem pieniądze. Pomyliłem się - grzmiał były doradca Laty i szef jego kampanii wyborczej. - Pan może nawet w siedzibie związku moje zdjęcie na drzwiach zawiesić i napisać "persona non grata". Na koniec życzę panu, by wrócił pan szczęśliwie do Mielca, bo tam jest pana miejsce - dodał i domagał się wyjaśnień w sprawie umów ze Sportfive i Nike.
Lato odpowiadał: - Gdyby nie uciekł pan jak szczur z zarządu PZPN, toby pan zobaczył umowę ze Sportfive i Nike - stwierdził.
Greń wrócił na mównicę: - Panie Lato, prostactwo z pana wyszło. Proszę mnie od szczurów nie wyzywać.
Dużo śmiechu było podczas wystąpienia innego z liderów opozycji Tomasza Jagodzińskie-go, który skrytykował wiceprezesa PZPN Antoniego Piechniczka. - Antoni, gdzie ty siedzisz. O, tu jesteś. Obudziłem cię, przepraszam. Notuj, co mówię - kpił Jagodziński. Piechniczek odpowiadał: - Tomek, mówisz tak sugestywnie, że nie da się zasnąć.
Opozycja traciła sympatię nawet wspierających ją dziennikarzy po wystąpieniach Jagodzińskiego. Wnioski formalne delegata z Bełchatowa były nietrafne i koncentrowały się najczęściej na sprawach mało istotnych.
Przed hotelem Sheraton, gdzie odbywały się obrady, trwała pikieta zorganizowana przez stowarzyszenie "SOS dla polskiej piłki". 30 osób szybko się jednak rozeszło. Jak twierdzili opozycjoniści, odpowiadający w PZPN za sprawy bezpieczeństwa Andrzej Bińkowski miał grozić pikietującym, że zostaną rozpędzeni przez "bojówkę" kiboli Legii.
- Chwalił się tym podczas obchodów 90-lecia PZPN - zdradzał Greń i dodał, że wkrótce złoży w tej sprawie doniesienie do prokuratury.
Prezes Lato przetrwał burzę, ale opozycja zapowiada, że to tylko przegrana bitwa. Już szykuje kolejne akcje. Zacznie od zaskarżenia legalności zjazdu, argumentując, że kilku delegatów bezprawnie wzięło udział w posiedzeniu. - Była duża szansa, ale nie poddajemy się. Każdy widzi, że grupa chcąca zmian staje się coraz większa - stwierdził Greń.
Nie ma szans na zmniejszenie pensji
Z Grzegorzem Latą, prezesem PZPN rozmawia Rafał Romaniuk
Dużo krwi napsuł panu dawny szef kampanii wyborczej, a teraz lider opozycji Kazimierz Greń?
Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, w której gość obraża gospodarza. Pan Greń nie był delegatem, tylko gościem. Nie chciałem się zniżać do jego poziomu, więc krótko mu odpowiedziałem.
Nazwał go pan szczurem.
Nie szczurem, tylko stwierdziłem, że uciekł jak z szczur z zarządu. Jest przecież takie powiedzenie.
Odetchnął pan z ulgą po tym, jak delegaci na walne zgromadzenie udzielili panu absolutorium?
Ja zawsze jestem spokojny. Proszę tylko zwrócić uwagę, ile głosów dostał pan Greń. To dużo mówi.
Opozycja zgłosiła wniosek, by zmniejszyć panu pensję do 10 tys. zł miesięcznie.
No i co? Złośliwi chcą wobec mnie być. Trochę powagi. Nie ma na to szans.
Greń i jego współpracownicy zarzucają Komisji Rewizyjnej, że mataczyła przy liczeniu głosów przy wyborze przewodniczącego obrad.
Czekam, aż pan Greń powie to oficjalnie, bo to zwyczajne pomówienie. Były kamery. Nie wyobrażam sobie, by ktoś mataczył.
Dało panu do myślenia tak duże poparcie dla opozycji? Wprawdzie nie zdołali pana obalić, ale przeciwników było więcej, niż się wszyscy spodziewali.
Na pewno dało do myślenia. Żyjemy w demokratycznym kraju, każdy mógł głosować, jak chce. Siedemnaście osób było przeciwko mnie, 55 mnie poparło. Dobrze widziałem którzy.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?