Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Les Miserables: Nędznicy" [RECENZJA]

K. Pachelska
Wybierasz się do kina na film "Nędznicy"? Wcześniej przeczytaj recenzję!

Jeśli istnieje coś takiego jak film oscarowy, to „Nędznicy” mogą być jego przykładem. Na taki film składają się:

·

megagwiazdy w obsadzie (są – m.in. Hugh Jackman, Anne Hathaway, Russell Crowe)

·

ekranizacja klasyki (jest – to adaptacja musicalu na podstawie wielkiej powieści Wiktora Hugo „Nędznicy”)

·

ponadczasowy temat, a najlepiej kilka tematów w jednym filmie (proszę bardzo - miłość, zemsta, walka o godne życie, rewolucja)

·

monumentalna scenografia (na tę z „Les Miserables” wydano sporo milionów dolarów, odtworzono m.in. portowe miasteczko francuskie, klasztory, Paryż z początku XIX w.)

·

piękne kostiumy (tu – od łachmanów biedaków, po mundury żołnierzy, ubrania rewolucjonistów, łachy prostytutek, po piękne suknie pań z wyższych sfer)

·

muzyka wywołująca emocje (to najmocniejszy punkt filmu, nie bez kozery mówi się, że „Les Miserables” to musical wszech czasów, każda pieśń to przebój)

·

poświęcenie aktorów dla roli (Anne Hathaway schudła 12 kilogramów do roli umierającej Fantine, ścięła piękne włosy, podobnie jak Hugh Jackman, który by zagrać galernika, nie pił nic przez 3 dni)

·

wątek komediowy na drugim planie (tu odpowiedzialna za niego jest para karczmarzy niegodziwców, grana przez Sachę Barona Cohena – słynnego Borata – oraz Helenę Bonham Carter)

·

oryginalna forma (czyli musical w tym wypadku, w dodatku aktorzy śpiewali na planie, grając, ich głosy nie były dogrywane w studiu)

·

film brytyjski (jakoś członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej lubią obrazy ze starego kraju)

Nic dziwnego, że „Les Miserables” zgarnęli aż osiem nominacji do Oscarów w tym roku. Film może się podobać, jeśli zaakceptujemy konwencję musicalu (dla niektórych może być śmieszna), i to takiego „operowego”, w którym jest zaledwie kilka kwestii mówionych, reszta dialogów jest śpiewana. Dla tych, którzy oglądali musical, śpiew aktorów może być szokiem, bo reżyserowi nie chodziło podobno o jak najlepsze głosy, tylko o jak najlepszych aktorów potrafiących śpiewać. Ale Russell Crowe nie bardzo potrafi, niestety.

Wśród postaci drugoplanowych wyróżniają się Amanda Seyfried, grająca dorosłą córkę Fantine, Cosette (ten słowiczy głosik) oraz para Sacha Baron Cohen i Helena Bonham Carter jako karczmarze, którzy za pieniądze trzymali u siebie małą Cosette (swoją drogą ich postacie są jakby żywcem przeniesione z musicalu filmowego „Sweeney Todd” Tima Burtona, gdzie ona grała żonę tytułowego golibrody, a on – wędrownego włoskiego golibrodę).

Obraz urzeka rozmachem (pierwsza scena, gdy galernicy próbują wciągnąć wielki statek do doku) wciska w fotel, scenografią, muzyką. Jest może ciut za długi (prawie 180 minut), ale to i tak niewiele, biorąc pod uwagę, że powieść Hugo ma pięć tomów. Swoją drogą, trochę dziwne, że na taką ekranizację „Nędzników” porwali się Brytyjczycy, a nie Francuzi, i że bohaterowie mówią i śpiewają po angielsku, walcząc o Francję…

O co chodzi w wielkim skrócie? Jean Valjean (Hugh Jackman, który śpiewał też w reklamie Ice Tea, zrealizowanej w konwencji musicalu), więzień, łamie zasady zwolnienia warunkowego i od dziesięcioleci ścigany jest przez bezlitosnego policjanta Javerta (Crowe). Byłemu galernikowi udziela pomocy biskup. Osiem lat później Valjean jest szanowanym przedsiębiorcą i burmistrzem nadmorskiego miasta, żyje pod innym nazwiskiem. Inspektor Javert odnajduje go jednak. Valjean zgadza się zaopiekować Cosette, córką robotnicy Fantine (Hathaway). Oboje uciekają przed Javertem do Paryża. Tam ciągle żyje duch rewolucji, a Cosette kilka lat później zakochuje się w jednym z rewolucjonistów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: "Les Miserables: Nędznicy" [RECENZJA] - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto