Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rowy i wały przedwyborcze. W Przyszowicach i Kaletach powodziowy bunt mieszkańców

Marcin Nowak
Marcin Nowak
- Idą wybory, to pokażemy władzom, na co zasłużyły - odgrażają się ludzie. Mają żal, że przez wielką wodą musieli bronić się sami. Słusznie?
Relacja z Przyszowic i burzliwa dyskusjaRelacja z Kalet i burzliwa duskusja

Wikary z przyszowickiej parafii, Ks. Bartlomiej Czernik trzymał w ręku megafon i wzywał z niego do pomocy przy walce z Kłodnicą. Gdy zebrał jakąś grupkę, wraz z nimi jechał pod wał i pomagał w jego uszczelnianiu. I tak przez siedem dni.

- Praktycznie on koordynował całą sytuacją, mimo braku w parafii księdza proboszcza, który był w tym czasie na pielgrzymce - podsumowują mieszkańcy.
- Nawet nie zadzwonił, nie zapytał co się dzieje w parafii, zawiódł nas - narzekają.

W niedzielę na kazaniu młody ksiądz w obecności całej parafii i władz gminy podziękował za obywatelską postawę i zganił tych, którzy zaniedbali swoje obowiązki. Wierni wstali i owacjami na stojąco podziękowali mu za pomoc.

CUD NAD KŁODNICĄ

O wsi było głośno w czasie pierwszych dni powodzi. Ludzie nagle skrzyknęli się i razem ratowali wały. W ciągu kilku godzin powstał samonapędzajacy się organizm - nikt nie narzekał. Lokalne sklepy i restauracje dostarczały prowiant i kawę, przedsiębiorca użyczył samochodów, ktoś inny załatwił piasek. Media nazwały to "Cudem nad Kłodnicą". Po drugiej stronie wałów, w Makoszowach w akcji brało udział o wiele więcej ludzi, sprzętu i służb mundurowych.

- Solidarność ludzi oceniam na piątkę, reakcję władz naszej gminy może nie na niedostateczny, bo potem pomogli, ale uważam, że mimo wszystko powinny uderzyćsię w pierś. Oburzenie ludzi rozumiem doskonale - pisze do nas pani Ania, która prosi jednak o zachowanie anonimowości, bo jak mówi, "ma dzieci w publicznej szkole".

Inna mieszkanka też prosi o anonimowość i broni władz. - Zarzucają im, że nie przywieźli kawy. Owszem pojawiła się, ale nikt nie nakleił na kubkach napisów, że to "Od gminy".

- Nie uważam, że byliśmy doskonali. Na początku wdarł się chaos i przyznaję się do tego otwarcie. Ale potem było już tylko lepiej - mówi nam wójt. Co wywołało takie poruszenie wśród mieszkańców? Zachowanie władz. Nasze relacje z Kalet i Przyszowic przeczytało odpowiednio 25 i 8 tysięcy ludzi. A pod tekstami burza komentarzy, której echo dotarło również do urzędów. Ale po kolei...

KTO WINNY? NAJPIERW KOPALNIA

To, że Przyszowice, małą wioskę dosięgają nieszczęścia, spowodowane wylewaniem Kłodnicy i potoku Chudowskiego to prawdopodobnie efekt osiadania terenu nad wyrobiskami kopalni Sośnica-Makoszowy. Wał nie spełnia w tym miejscu swojej roli, bo się... zapada. A poziom rzeki nie. Kopalnia broni się, bo chce pomagać, ale nie wszyscy jej na to pozwalają.

- Od kilku lat dopominamy się o regulację potoku Chudowskiego w okolicach ujścia do Kłodnicy, niestety jesteśmy blokowani przez małą grupę mieszkańców, którzy nie chcą nam sprzedać działek wzdłuż rzeczki.

Rzecznik koncernu chwali się, że firma zna problemy Przyszowic jak własną kieszeń.

- Tak, przyznajemy się, że teren ten jest pod działaniem szkód górniczych, znamy te problemy, mamy plany, ale Kompania Węglowa nie będzie płacić za działki na terenie zalewowym takich ogromnych sum, jakich żądają właściciele - mówi nam Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompani Węglowej.

Jak udało nam się dowiedzieć mieszkańcy chcieli na początku 150-300zł za metr kwadratowy, kopalnia chciała dac kilka złotych za metr. Jedna i druga strona przesadziła.

A żeby coś w tym miejscu zrobić firma musi stać się właścicielem tego terenu. Tak samo w przypadku wałów na Kłodnicy, które przeciekały i spowodowały zalanie Przyszowic i Makoszów.

- Chcemy współpracować, ale zgodnie z prawem. Nie będziemy pogłębiać Kłodnicy i robić nowych wałów, bo po prostu nie wolno nam tego robić. Staramy się ile możemy, pomagaliśmy w akcji ratowniczej, dostarczamy budulca na wały. Jeśli tylko mieszkańcy Przyszowic zechcą się spotkać sam dyrektor kopalni  Roman Walter chętnie się z nimi spotka - wyjaśnia nam Madej.

POWÓDŹ TO DOBRY PRETEKST DO BUNTU?

Jednak na cenzurowanym oprócz kopalni są władze samorządowe gminy. Mieszkańcy Przyszowic oprócz żalu czują przede wszystkim wściekłość na - jak twierdzą - bierną postawę rządzących.
Jedną z osób pomagających w ratowaniu wsi była Dorota Krzysteczko, która twierdzi, że postawa władz była niedopuszczalna i absurdalna.

- To my organizowaliśmy jedzenie, ciepłe napoje, worki, piasek - wszystko! Wójt nie zrobił nic. Zostaliśmy z tym sami i to jest chyba w tym wszystkim najgorsze, bo podejrzewam, że jeśli podobna sytuacja miałaby miejsce w Gierałtowicach, to wojsko z całej Polski zostałoby sprowadzone aby ich ratować - twierdzi, nie kryjąc emocji Krzysteczko.

Wójta Gminy Gierałtowice łapiemy na zebraniu sztabu kryzysowego. Sprawia wrażenie bardzo zajętego i prosi o rozmowę później. - Ludzie są bardzo źli na pana - uprzedzam. - Ja to wszystko wyjaśnię, trzeba zachować spokój - odpowiada.

Zakłopotania zaistniałą sytuacją nie kryje sołtys wsi - Zygmunt Szołtysek, który twierdzi, że stoi pośrodku dwóch obozów. Jako gospodarz wsi doskonale rozumie emocje części mieszkańców, wie, że były niedociągnięcia, ale jako urzędnik przyznaje, że Urząd Gminy starał się jak mógł.

- Emocje we wsi są i każdy to widzi. Niestety.  My negocjujemy zarówno z kopalnią jak i tymi, którzy nie chcą sprzedać działek. Na próżno. Akcja ratunkowa moim zdaniem przebiegała dobrze i tutaj ukłon na nas, dla mieszkańców.  Zawsze będą pretensje gdzie coś się dzieje źle. Wójt miał w tym czasie naprawdę wiele zadań do wykonania na raz. A że przybył pod krawatem na wały... No cóż...

Po chwili rozmawiam znówu z Wójtem Joachimem Bargielem. Z wykształcenia inżynierem energetykiem, od 10 lat rządzącym w gminie.

- Nie było nas widać w czasie akcji, bo byliśmy zajęci logistyką. Pierwsze godziny rzeczywiście były trudne i to głównie mieszkańcy ratowali wały, kolejne godziny i dni jednak to wiele naszych działań - broni się Bargiel. - Załatwiliśmy 50 tys. worków z piaskiem. Dla porównania Warszawa broniła się ze 100 tysiącami. Postawiliśmy namiot, pomogliśmy w prowiancie, wezwaniu wojska. Chylę czoła przez poświęceniem mieszkańców, ale my również pomogliśmy w tym "cudzie".

CHCĘ SIĘ Z NIMI SPOTKAĆ

Ludzie jednak są bezlitośni i swoje zdanie mają. Na forum wylewają swoje żale prawdopodobnie dlatego, że Przyszowice nie mają własnej witryny, nie ma gdzie się "wygadać". Pod naszym tekstem o powodzi w wiosce pojawiła się lawina komentarzy a licznik pobijał kolejne rekordy.

- Trzeba bylo mysleć po wielkiej powodzi w 1997 roku o zabezpieczenie terenu a nie teraz gdy znów to się dzieje - mówią jedni. - Na gminie od dawna już przydałaby się wymiana łącznie z radnymi, którzy w niektórych sołectwach tylko na sesje jeżdżą - wołają drudzy i dodają "Wójcie dziękujemy Ci, że nas olałeś jak Kłodnica". Tego typu komentarzy było ponad sto.

- Wiem o tych opiniach i powiem szczerze. Nie będę się chował przez mieszkańcami Przyszowic. To moje drugie sołectwo.  Nie marginalizujemy ich ani teraz ani przedtem. Za kilka tygodni będziemy poprawiać koryto Kłodnicy, zastosujemy specjalne płyty nieprzepuszczające wodę. Po prostu ta majowa powódź nas zaskoczyła w czasie - tłumaczy Wójt.

- Czy gmina marginalizuje wieś? - pytam jeszcze Sołtysa - Bo to częste zarzuty internautów.
- Wie pan, nie mamy ani jednej drogi we wsi, która wymagałaby gruntownej przebudowy, powstały boiska, więc obiektywnie patrząc nie jest tak źle.

Przyszowiczanie odgrażają się, że przypomną sobie o tym w czasie wyborów, jednak boją się, że staną przed wyborem tych samych osób.
- Mam nadzieję iż nie powtórzy się sytuacja z ostatnich wyborów, kiedy to był jeden kandydat na wójta. Potrzebujemy kogoś odpowiedzialnego, kto nie będzie obojętny na nasz los. Ponadto, w niedalekiej przyszłości ma się odbyć zebranie wiejskie na które chcemy zaprosić przedstawicieli gminy i przedyskutować zaistniałą sytuację - mówi Dorota Krzysteczko.

- Chętnie się z nimi spotkam. Może pomogą mi w tym księża. Chcę podziękować im za to co zrobili w czasie tej powodzi - zarzeka się wójt Bargiel.

Zdaniem dr Marcina Gacka, socjologa z Uniwersytetu Śląskiego, specjalizującego się m.in. w małych społecznościach lokalnych to, czy tego typu bunt będzie miał skutki wyborcze zależy tylko i wyłącznie od mieszkańców.

- Problem małych miejscowości polega na tym, że bardzo często mimo niezadowolenia, brakuje w nich realnej alternatywy wyborczej i głosuje się i tak na tych, których się zna. To czy tego typu niezadowolenie przełoży się na wynik wyborczy zależy od tego, czy istnieje tam silna lokalna społeczność, czy ludzie będą w stanie wytypować lidera, który przekona większość, że będzie rządził lepiej - mówi naukowiec. - Emocje często szybko opadają i potem przekłada się to na bierność wyborczą i kolejną niską frekwencję w wyborach - dodaje dr Gacek.


Samopomoc mieszkańców w akcji ratowniczej / fot. Łukasz Malina

W KALETACH RÓWNIEŻ CHCĄ, BY POWÓDŹ "ZMYŁA" WŁADZE

Kalety, pięknie położone miasteczko w lasach na północ od Tarnowskich Gór niby nie leży nad dużą rzeką, ale podczas tegorocznej powodzi ucierpiało równie poważnie jak Przyszowice. Małe rzeczki siały spustoszenie wzdłuż swoich dolin a Mała Panew nie tylko zalewała ludzki dobytek, ale i burzyła budynki.

O sytuacji w Kaletach informował nas Łukasz Skop
, dziennikarz obywatelski, student Ekonomii i miłośnik historii Górnego Śląska, który na łamach MM napisał już kilkadziesiąt artykułów. Skop napisał między innymi, że zdaniem mieszkańców władze miasta nie wywiązały się z stu procentach z pomocy w czasie powodzi.

Największy spór pomiędzy częścią mieszkańców a Urzędem Miasta wybuchł przez rowy a nie jak w Przyszowicach przez wały. Konflikt powstał, ponieważ wiele osób zostało podtopionych przez rowy melioracyjne, które były niedrożne. Podobno nikt z urzędu miasta ich nie kontrolował, chociaż urzędnicy powinni to robić.

- Mieszkańcy uważają, że do części zniszczeń i podtopień w ogóle nie musiało dojść. Dodatkowo ludzie dzwonili do urzędu po pomoc, która nie nadchodziła, lub której im odmawiano, co dodatkowo wzbudziło naszą niechęć wobec urzędników - mówi Skop.

Burmistrz miasta Józef Kalinowski przeczytał wypowiedzi na naszym forum i z prawie wszystkimi się nie zgadza. Zwłaszcza z tymi, że nie uczestniczył w akcji powodziowej.
- Odbierałem jednocześnie trzy telefony, pojechałem do Tarnowskich Gór po poradę i pomoc powiatowej straży. Ludzie piszą, że zapomniałem o Miotku. Dobrze, ale w tym samym czasie byłem na wale w Drutarni - nie kryje oburzenia Kalinowski i dodaje stanowczo, że nie ma sobie nic do zarzucenia.

FRUSTRACJA ZALEWA FORUM INTERNETOWE

O powodzi w 8-tysięcznych Kaletach zapomniały inne media, ale dzięki jego zdjęciom tekst przeczytało w MMSilesia do dziś już ponad 25 tys. ludzi z całego Śląska. Być może sporo z nich dało się ponieść emocjom i na forum pod artykułem rozpoczęło swoistą burzę. Jeszcze nigdy na naszym portalu nie pojawiło się tyle komentarzy, dotyczących jednej sprawy.

- Ludzie w miasteczku potrzebowali miejsca, gdzie mogli wylać swój żal związany z władzą. W formie komentarzy mogli to zrobić anonimowo (bezkarnie) na poczytnym portalu, czyli MMSilesia i myślę, że to był główny bodziec - sądzi Łukasz Skop.

- Ktoś niepotrzebnie psuje atmosferę i napędza jednych na drugich. Jak byłem burmistrzem to jako jedyny udrożniłem rowy, nawet prywatne, uregulowałem wały w Zielonej i na Małej Panwi do Drutarni. Wyciągnąłem wnioski z powodzi w 1997 roku i co... i woda w tym roku w tych miejscach nie dokonała zniszczeń - broni się Józef Kalinowski. - Wytłumaczyłem to między innymi panu Skopowi na spotkaniu z nim u mnie w urzędzie, nie wszystkie jednak moje dobre działania chce się przypominać - mówi.

LUDZIE KRYTYKUJĄ, WIĘC BURMISTRZ SIĘ MUSI BRONIĆ

Uczciwie trzeba przyznać, że czara goryczy przelewała się w Kaletach dosyć długo. Nastroje w mieście znacząco pogorszyły się już w 2008 roku, kiedy to upadł największy w mieście pracodawca - spółka Papiernia, działająca na terenie Kaletańskich Zakładów Celulozowo Papierniczych i zatrudniająca ponad 100 osób. Mieszkańcy widzą, że to pociągnęło za sobą wiele problemów we wszystkich dzielnicach a władze nic z tym nie robią.

- Trzeba zrozumieć złość mieszkańców, bo pan burmistrz lubi działać sam, nie konsultować się z władzami powiatu, zaniedbywać spotkania z mieszkańcami. Jak się nie dzieje źle to zawsze są inne wydatki, niekoniecznie powodziowe. A potem to wychodzi - mówi  Maria Rogocz, była burmistrz miasta a dziś radna powiatowa i jedna z politycznych oponentów Kalinowskiego.
- W całym tym konflikcie chciałabym zauważyć problem spółek wodnych. Kiedyś zajmowały się udrożnianiem rowów, dbaniem o cieki wodne - mieszkańcy płacili. Dziś ich już nie ma. Podlegaliśmy Lublińcowi dziś Tarnowskich Górom, więc może warto zastanowić się nad ich reaktywowaniem? - proponuje Rogocz.

- Mamy żal, że do dzisiaj stawy kąpieliskowe w Zielonej są niedostępne do kąpieli. Tracą na tym właściciele ośrodków wczasowych, jak i przede wszystkim sami mieszkańcy. Już od dawna obiecywano kanalizację dla wschodnich dzielnic miasta. Nie zrobiono jednak nic w tym kierunku. - żali się nam jeden z mieszkańców.

SIŁA INTERNETU?

- Niestety większość tych wszystkich komentarzy internautów to prawdopodobnie moi polityczni oponenci, czego oczywiście im nie zabronię - przekonuje włodarz miasta. - A krytykowanie akcji ratunkowej jest niestosowne, bo mimo, że jestem burmistrzem zastosowałem się do fachowości strażaków, bo szanuję ich pracę - wyjaśnia.

Dr Marcin Gacek nie rozumie takiego zachowania i przestrzega przed jego skutkami.
- Z moich doświadczeń wynika, że tego typu arogancja władzy kończy się przegranymi wyborami. Internet dziś to już nie kakofonia niezadowolenia, lecz zwykła platforma dyskursu i dialogu społecznego. Zwłaszcza małych środowisk - zaznacza.

Sytuację próbuje uspokoić  Kazimierz Złotosz, naczelnik tutejszej Ochotniczej Straży Pożarnej, który pokazuje dwa różne obrazy mieszkańców.

- Jedni zamiast krytykować cały czas pracowali, zajmowali się wałem, własnymi ciągnikami podwozili piasek. Tak było w Drutarni. W innych miejscach denerwowano się na brak pomocy a woda spływająca z lasu po drodze napotykała na rowy zatkane siatkami i rurami o różnych średnicach. Ludzie powinni najpierw sami zadbać o swoje posesje - naczelnik opisuje sytuację z niedrożnymi rowami melioracyjnymi. - Nie wszystko należy zwalać na władzę.

- Ale ludzie mówią, że nie widziano Was w zagrożonych miejscach. Mnóstwo ludzi nie kryje nerwów, naprawdę...

- Panie redaktorze ja mam trzydziestu chłopów, z czego większość pracuje, zebrałem dwudziestu, a mamy tu kilka dzielnic i wszędzie woda. Nie mogliśmy być wszędzie - odpowiada mieszkańcom, którzy mają pretensję za chaos podczas akcji.
- Wiem, że niektórzy na początku chcieliby rozerwać burmistrza, widziałem te emocje, więc mówiłem, niech każdy weźmie worek na plecy i działa. Zastępca burmistrza woził worki swoim samochodem. nie przesadzałbym z krytyką - broni władz Złotosz.

- Generalnie powódź to tylko czubek góry lodowej. Nawet jeśli pojawiali się u potrzebujących, często twierdzili, że maja związane ręce i w sprawie nie wiele mogą poradzić. A niedawno zamknięto nam szkołę. Czy to oznacza, że w tej sprawie władze też będą mieć związane ręce? - pyta retorycznie Łukasz Skop.

- Ja na współpracę jestem otwarta. Prosze tylko burmistrza, by nie był zrażony do mojej osoby. Razem na pewno więcej zdziałamy. A tak to "każdy sobie rzepkę skrobie" - zaznacza Maria Rogocz.

Wielka woda w kaletach / fot. Łukasz Skop


I CO DALEJ?

W rozmowie z dr Marcinem Gackiem pytam czy władze tych dwóch miejscowości mają się bać i czy mogą jeszcze jakoś wyjaśnić sytuację.
- Po to powstała reforma samorządowa, by władza była bliżej ludzi i jej realnych problemów. Należy się spotkać, przeanalizować swoje błędy, w miarę możliwości wytłumaczyć z tego, czego być może nie udało się zdziałać. Celem włądzy samorządowej jest działanie.

- I co dalej będzie Pan robił? Jakoś zamierza Pan uspokoić mieszkańców? Wybory blisko... - kończe rozmowę z burmistrzem Kalet.
- Chcę tylko zapowiedzieć, że przygotowuję spokojny, wyważony tekst dla lokalnej prasy, w którym wyjaśnię wszystko i ustosunkuję się do zarzutów - odpowiada stanowczo.

- Wójt gminy Gierałtowice chwilę się waha, ale w końcu odpowiada cicho. - Postawię temu czoło. Wybrali mnie w pierwszej turze, nie mogę zatracić ich zaufania. Wyjaśnię to wszystko.

Pytam również sołtysa Przyszowic, co powiedziałby dziś niezadowolonym mieszkańcom...
- Powiedziałbym tylko "Słuchajcie, niech wróci ta atmosfera z walki o wały. Gdy wszyscy byliśmy razem. Jak mrówki"

POWÓDŹ W WOJ. ŚLĄSKIM - NA ŻYWO | MAKOSZOWY | GLIWICE | KALETY | PRZYSZOWICE | CZECHOWICE | BIERUŃ | BIELSKO | MYSŁOWICE | TYCHY

+ Nasza MAPA / + Wywiad z EKSPERTEM / Piszcie na [email protected] |
od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto