Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grają lepiej Pink Floyd niż Pink Floyd - relacja z koncertu The Australian Pink Floyd Show [Wideo]

Redakcja
TAPFS, prawdopodobnie najlepszy tribute band na świecie, w ramach trasy koncertowej Pink Floyd’s Greatest Hits World Tour 2011 zagrał w Katowicach. To czwarta wizyta zespołu w Polsce i zarazem trzecia w Spodku.
Zobacz również: Koncert Woody Allena w Katowicach

Grupy decydujące się na oparcie swojej twórczości wyłącznie na cudzych kompozycjach skazują same siebie na konieczność zmierzenia się z legendą oryginału. Ogromna ilość z nich nie radzi sobie z trudnymi aranżacjami, a przede wszystkim nie jest w stanie znieść krytycznych porównań do swojego niedoścignionego ideału.

The Australian Pink Floyd Show to zespół, który przez wiele lat pracował na swój ogromny sukces, doprowadzając swój występ do perfekcji. Dbałość o każdy najmniejszy szczegół, zatrudnienie techników oświetleniowych, jak również akustyka Colina Norfielda, którzy współpracowali z zespołem Pink Floyd powoduje, że ich koncerty to występy na miarę Floydów.

Profesjonalizm całego przedsięwzięcia docenił sam zespół Pink Floyd, który niejednokrotnie pojawiał się na koncertach TAPFS. W rezultacie, Australian Pink Floyd Show, jako jedyny tribute band zespołu Pink Floyd,  zyskał oficjalne uznanie formacji oraz rekomendację samego Davida Gilmoura. The Times określił ich występy mianem najlepszego Tribute Show na świecie, o krok dalej poszedł Daily Mail stwierdzeniem, iż „grają lepiej Pink Floyd niż Pink Floyd”.

Na ile te zachwyty są uzasadnione, przekonać się można było 29 stycznia w Spodku. Zainteresowanie koncertem było ogromne, zarówno płyta, jak i trybuny niemal do ostatniego miejsca wypełniły się fanami Floydów. O godzinie 20.00 zgasło światło i rozbrzmiewać zaczęły delikatne dźwięki zwiastujące „Shine on You Crazy Diamond (I-V)”. Wystarczył jeden dźwięk gitary, by rozległy się gromkie brawa. Po chwili, gdy padły pierwsze słowa utworu, Spodek znów wypełnił gromki aplauz wtórujący muzyce. Tak było do samego końca.

Koncert, będący w istocie spektaklem muzyczno-wizualnym, podzielony został na dwie części. Pierwszą otwierało wspomniane już „Shine on...”, które przeszło płynnie w „Welcome To The Machine” i „Coming Back To Life”, po których nastąpił spory przeskok stylowy na jeden z pierwszych utworów Pink Floyd – „Arnold Lane”. Kolejnym utworem był „Sorrow”, z zachwycającym pokazem laserów, których światło wiernie odwzorowywało dźwięki gitary. Następne były „Learning To Fly” oraz przepiękne „Dogs”, po których nastąpiła przerwa.

Multimedia autorstwa Tomasza Kawki:












Druga część koncertu była prawdziwym majstersztykiem. Z pewnością przyczyniły się do tego wyświetlane na ekranie zawieszonym nad sceną wizualizacje w systemie 3D, które widzowie mogli zobaczyć przy pomocy otrzymanych specjalnie na tę okazję okularów, a także kontynuacja świetlnych pokazów i animacje wideo. Kwadrofoniczny dźwięk stanowił zarówno podkład pod show, jak i jego motyw przewodni.

Tę połowę otworzył set z płyty „Dark Side Of The Moon”: „Speak to Me”, „Breathe”, “On The Run”, “Time” oraz długo wyczekiwany “The Great Gig In The Sky” z pełną emocji kobiecą wokalizą. Napięciu nie pozwoliły opaść kolejne utwory – „What Do You Want From Me?”, „Careful With That Axe, Eugene” i „Money”. Gdy tylko rozległ się dźwięk przelatującego helikoptera, wszystko stało się jasne – to „The Happiest Days Of Our Lives” z albumu „The Wall”, stanowiący wstęp do najpopularniejszego utworu Pink Floyd – „Another Brick in the Wall”. Na scenie pojawiła się nadmuchiwana postać złego belfra, a publiczność oświetlił wielki napis „TEACHERS”. Z tysięcy gardeł wydobył się okrzyk „Hey, teacher! Leave us kids alone!”, mimo że przeważająca większość zgromadzonych edukację dawno już ma za sobą.

Końcówka koncertu była prawdziwą bombą. Po „Another Brick...” zespół zagrał „One Of These Days”, “Wish You Were Here” (podczas którego na ekranie wyświetlono zdjęcia oryginalnych Floydów) i „Comfortably Numb”. Taki występ nie mógł zakończyć się bez bisu. Intensywne oklaski zaowocowały wieńczącym koncert „Run Like Hell”, podczas którego każdy, kto jeszcze pozostawał na miejscu, wstał i dał choć na chwilę porwać się muzyce.

Raczej nikt, kto był tego wieczoru w Spodku, nie ma wątpliwości, że Australijczycy są godnymi naśladowcami zespołu, który już wpisał się w historię muzyki. Choć trudno w to uwierzyć, oni naprawdę brzmią jak Pink Floyd, a rozmachem koncert dorównuje najlepszym. „Są fenomenalni!”, „To niemożliwe, by tak grać” - to najczęstsze komentarze, jakie dało się usłyszeć między piosenkami i po zakończeniu koncertu.

- Poznałem 52-latka, który widział oryginalnych Floydów trzy razy, a mimo to rozpłakał się na jednym z kawałków zagranych przez Australijczyków - relacjonuje w serwisie Last.fm użytkownik Yogurtinho. - Słowa, których używał to tylko „genialne, rewelacja, fantastyczne, doskonałe...”. W obliczu takiej reakcji nie sposób się nie zgodzić, że każdy niewystępujący już gigant rocka powinien mieć swój tribute band na miarę The Australian Pink Floyd Show.

Podobne artykuły:
Ten materiał bierze udział w konkursie dla dziennikarzy obywatelskich "Tym żyje miasto"

Zapraszamy wszystkich mieszkańców MM do wzięcia udziału w konkursie na najlepsze materiały dziennikarzy obywatelskich! Opublikuj swój materiał w portalu MMSilesia.pl a weźmie on automatycznie udział w konkursie, w którym łączna pula nagród to 500 złotych!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto